KG, 5.04.2015
Taką informację Oblt. Robert Motka, architekt, kierownik prac i projektant w VIII okręgu cmentarnym Zachodniej Galicji, przesłał w piśmie z 27 lipca 1916 roku do Kriegsgräberabteilung Krakau: „Melduję, że podczas ekshumacji w rejonie VIII, a mianowicie koło Faściszowej w pobliżu Zakliczyna zostały znalezione zwłoki, które były odziane w rosyjski mundur generalski. Mieszkańcy wsi potwierdzili, że podczas walk w maju 1915 roku w pobliżu wsi zginął rosyjski generał, który został przez nich pochowany. Przedmiotowy grób pojedynczy był zaopatrzony w duży drewniany krzyż, który nosił napis „G e n e r a l”.
Zwłoki otrzymały honorowe miejsce na cmentarzu w Faściszowej. Uprasza się o dalsze wskazówki w sprawie napisu na grobie.”
Pismo jeszcze tego samego dnia wpłynęło do centrali w Krakowie.
30 lipca 1916 Oddział Grobów Wojennych skierował w odpowiedzi pismo do k.u.k. Schlachtfeldaufräumungsabteilung VIII w Zakliczynie, w którym polecono dokładne zbadanie sprawy - gdzie i kiedy zginął, przez kogo został pochowany i na jakich podstawach stwierdzono, że chodzi o rosyjskiego generała.
Pismo dotarło 1 sierpnia, a odpowiedź do Kriegsgräberabteilung Krakau datowana jest na 5 sierpnia (trzeba przyznać, że działano sprawnie):
„W wyniku ekshumacji melduje się. W dniu 5.8.1916 grób został ponownie otwarty a zwłoki obejrzane. Spodnie i bluza są czarne (wcześniej zielone [feldgrün]), płaszcz został rozpoznany jako właściwy Czerkiesom, na epoletach zostały stwierdzone oznaczenia kaprala lub też Patrouilleführer. Z pozostałych części munduru w prowizorycznym grobie nie da się niczego wywieść.
Zwłoki w znacznym stanie rozkładu, głowa i stopy w stawach skokowych są oddzielone. Na krzyżu nie ma już napisu, jednak są widoczne znaki, że wcześniej na krzyżu była deska z rosyjskim napisem. Ludność swego czasu podczas ekshumacji podała p. Lt. Dziakiewiczowi, że to jest ros. generał (pomylony z kapralem).”
Podpisał Oblt. Schölich, czyli Karl Schölich z okręgu IX, projektant cmentarza w Bochni.
https://www.fotosik.pl/zdjecie/011e42594aeb650f
Na zdjęciu krzyż typowy dla grobów rosyjskich, stojący na prawo od wejścia na cmentarz w Faściszowej. Na lewo od wejścia jest krzyż zaprojektowany na groby żołnierzy austro-węgierskich. Grób kaprala jest na lewo od bramki, a na prawo – żołnierza z IR. 65 (Miszkolc), tak więc nagrobki są zamienione.
Takich historii o śmierci generałów podczas walk w Zachodniej Galicji krążyło więcej. Zdarzało się, że oficerowie wysokiej rangi tracili życie na froncie, a kilku z nich pochowanych jest na cmentarzach Zachodniej Galicji, o czym dalej.
Po wielu latach natknąłem się jednak na relację znanego korespondenta wojennego Alexandra Roda Roda:
„Gdy pułkownik zapytał, kto z pułku zgłosi się na ochotnika, bez jakiejkolwiek obietnicy premii czy medalu za dzielność, jako zwiadowca do Starego Sącza, natychmiast wystąpiło czterdziestu żądnych przygód Mazurów. Jeden przyniósł wiadomość, że Stary Sącz zajęty przez Kozaków, którzy akurat z wielką pompą pogrzebali swojego generała. Inny dotarł do Nowego Sącza, a więc 10 kilometrów dalej i zastrzelił tam rosyjskiego pułkownika. Ułan w pojedynkę! Trzeci przeszedł jeszcze przez Nowy Sącz i wrócił szczęśliwie przez dwie silne rosyjskie linie.”
Nie tylko generał pogrzebany, ale jeszcze i pułkownik zabity. Prasa z tamtych czasów masowo uśmiercała żołnierzy strony przeciwnej, a od czasu do czasu także wysokich oficerów.
Kilka miesięcy później, w "Nowościach Illustrowanych", pojawia się zdjęcie grobu z podpisem: „Po odwrocie wroga: Grób esauła D. Makarowa (syna znanego jenerała rosyjskiego) na cmentarzu w Starym Sączu. Obok grób huzara rosyjskiego Denisowa.”
https://www.fotosik.pl/zdjecie/b752866992063330
Jak widać, już nie generał, ale za to syn znanego generała.
I jeszcze informacja w dłuższym tekście (ortografia zgodna z oryginałem): „Makarowa zabił żołnież czy nawet porucznik austriacki śmiałym strzałem w kilkanaście dni już po zajęciu Starego Sącza przez Rosyan i zbiegł na koniu Makarowa.”
Rok później w tym samym piśmie takie samo ujęcie z podpisem: „Rosyjskie hekatomby. Grób oficera kozaków Makarowa pod Starym Sączem”.
W wydanym w śladowym nakładzie pamiętniku (Erinnerungen an 1914-1918 von J.A.Kaufmann (Toblars Seftone), 2005 ) znaleźć można taką wzmiankę: „w Bielczy na samotnym cmentarzu wiejskim leży pochowany rosyjski dowódca pułku Obstlt. Iwan Iwanowicz z 7. pułku piechoty”. Josef Anton Kaufmann z Mellau koło Bregencji był w Bielczy w lutym 1915 jako żołnierz FJB. 12.
Wątpliwości jest kilka.
Pierwsza to data śmierci. Z dużym prawdopodobieństwem mógłby to być listopad 1914, z mniejszym - następne miesiące.
Druga – jednostka, którą dowodził.
7. rewelski pułk piechoty, stacjonujący przed wojną w Pułtusku, brał udział w bitwie pod Tannenbergiem - z fatalnym dla siebie skutkiem.
32. kremenczucki pułk piechoty, stacjonujący w Warszawie, nominalnie w 8. dywizji piechoty i XV korpusie - też nie bardzo.
Niedaleko Bielczy, pod koniec listopada 1914 roku, wojował 42. jakucki pułk piechoty – żołnierze pochowani są na cmentarzu w Niedarach, a kapitan Aleksandr Stiepanowicz Alejnikow, kawaler Orderu św. Jerzego 4. stopnia (odznaczony pośmiertnie właśnie za walki w rejonie Uścia Solnego) – w Szczurowej.
http://austro-wegry.info/...aleksandr#68756
Może ktoś jest w stanie ustalić nazwisko Iwana Iwanowicza – dowódcy (a może zastępcy dowódcy) pułku jesienią 1914 roku?
W przypadku płk. Eschelmüllera też mamy do czynienia z lokalnym przekazem, dość zresztą prawdopodobnym.
W przewodniku Witolda Grzesika, Tomasza Traczyka i Bartłomieja Wadasa Beskid Niski od Komańczy do Wysowej jest taki fragment wspomnień spisanych w latach 50-tych ub. wieku:
„Pewnego razu stacjonujący w Uściu austriacki generał dostał wiadomość od zwiadu, że na łąkach nad Regetowem widać rosyjskich jeźdźców. Przyjechał na saniach z Uścia wraz ze swoim ordynansem. Nie zastał artylerzystów przy działach, lecz w karczmie. Kazał im natychmiast stanąć do dział i strzelać w tamtym kierunku. Komendant baterii zaproponował, iż nie warto strzelać, gdyż to zdemaskuje miejsce baterii, ale generał był nieugięty. Posłano dwie salwy armatnie, ale nie minęło kilka chwil, a na Smerekowiec i baterię spadł grad pocisków artyleryjskich, który w pył rozbił austriackie działa. Ucierpiał przy tym ordynans generała, który stracił podczas ostrzału rękę. Generał wrócił, a raczej uciekł natychmiast do Uścia. Kiedy wrócił do Uścia, zamknął się w swojej izbie. Za kilka godzin jeden z żołnierzy próbował się do niego dostać, ale generał miał drzwi zamknięte i nie otwierał. Żołnierz pobiegł na plebanię, gdzie był sztab. Powrócił w obecności oficerów, którzy wyważyli drzwi i znaleźli generała martwego w łóżku. Jak to miejscowi mówili… zmarł ze strachu po ostrzale w Smerekowcu…”
Adolf Eschelmüller, urodzony 17 marca 1863 roku, zmarł w Uściu Ruskim (od 1949 - Gorlickim) 4 lutego 1915 r. Wprawdzie w notce o generale napisano „gef.[allen] Uście ruskie” (Antonio Schmidt-Brentano, Die k.k. bzw. k.u.k. Generalität 1816-1918, 2007), to jednak informacje prasowe z epoki są zgodne – przegrał z chorobą, której się nabawił (lub się nasiliła) na froncie. Określano też przyczynę ogólnie jako „Strapatzen” a czasem bardzo konkretnie - „Herzschlag” (zawał serca) albo „Schlaganfall”, czyli udar mózgu, wówczas nazywany apopleksją.
Był pułkownikiem, dowódcą przemyskiego 30. pułku artylerii polowej, przy czym od wymarszu na wojnę dowodził 45. brygadą artylerii polowej austriackiej obrony krajowej, a więc pełnił funkcję z zasady przysługującą jednogwiazdkowemu generałowi. W październiku 1914 roku Eschelmüller otrzymał Order Żelaznej Korony 3. klasy z dekoracją wojenną, przy czym określono go jako dowódcę 45. brygady artylerii Landwehry z przydziałem „überkomplett” do FKR. 42 (Steyr).
Tak się złożyło, że w chwili jego śmierci wniosek o awans był już rozpatrywany, a młyny administracji nie tylko nie mielą szybko, ale czasem i zatrzymać jest je trudno. 1 marca 1915 roku został więc awansowany do stopnia GM. (równocześnie generałem mianowano też Guido von Klingspor, +12.5.15) ze starszeństwem (w tej sytuacji mało przydatnym) od 26 lutego. W prasie zaznaczano, że Eschelmüller już nie żyje. 21 marca awans anulowano, po roku – 10 marca 1916 – generalski tytuł przyznano mu pośmiertnie.
Pochowany został 10 lutego 1915 w Linzu, a więc w 6 dni po śmierci.
W jednej z gazet ukazało się wspomnienie jego przemyskiego współpracownika. Pisze on, iż Eschelmüller zajmował wraz z żoną (skądinąd wiadomo, że miała dźwięczne imię Hermenegilde) piętro w willi Münz (czy chodzi może o dom zmarłego przed wojną przemyślanina Sigmunda Münza?) przy ulicy Potockiego. Byli bezdzietni, rodzinnie związani z Linzem. Gdy żony oficerów musiały opuścić Twierdzę, pułkownikowa tam właśnie wyjechała (Eschelmüller uważał, że Twierdza to najbezpieczniejsze miejsce na czas wojny). Z tekstu możemy się też dowiedzieć, że lubił psy („Do zobaczenia panie pułkowniku, po wojnie, po zwycięstwie! Nie odpowiedział ani słowem, odwrócił się, głaszcząc po głowie mojego młodego bernardyna.”) i miał „niebieskie, dziecięce oczy”, co autor powtarza aż trzykrotnie. Wyjechał z Twierdzy na czele swej brygady artylerii (w składzie przemyskiej 45 dp Landwehry) w kierunku Sieniawy, a towarzyszył mu „wierny rusiński ordynans”. Czyżby późniejsza ofiara ostrzału w Smerekowcu?
W prasie ukazała się obszerna relacja, którą podaję w całości. Tłumaczenie z pewnością nie oddaje w pełni wszystkich emocji nieznanego oficera pionierów, mimo to osoby skłonne do wzruszeń uprasza się o opuszczenie ustępu.
„Dzisiaj [21.12.1914] na cmentarzu w B.[orzęcinie] pochowaliśmy komendanta 60. brygady piechoty, rycerskiego i uroczego pułkownika Edmunda Edler von Rabl. Temu znanemu oficerowi sztabowemu sądzona była szybka, żołnierska śmierć od wybuchu szrapnela. Nigdy bardziej nie odczułem piękna bohaterskiego zgonu, niż w tym momencie, gdy opuszczano do ziemi czarną, pozbawioną ozdób trumnę z doczesnymi szczątkami poległego brygadiera.
Było to poprzedniego dnia około południa, podczas walk w Z.[abawie]. Pułkownik Rabl akurat znajdował się z przydzielonym mu oficerem sztabowym kapitanem Schneiderem w nędznym, chłopskim domu na północnym skraju Z., gdzie był telefon brygady – kilkaset metrów za linią frontu.
Znam ten dom, ponieważ kilka godzin przez katastrofą również w nim byłem - parę minut, przy okazji podjętej wczesnym rankiem próby rozpoznania nad rzeką. [Dunajec].
Według przekazu naocznego świadka, kapitana Schneidera, pułkownik Rabl w tej fatalnej dla siebie chwili właśnie zamierzał pożegnać składającego meldunek podporucznika, a kapitan Schneider siedział za stołem, pochylony nad mapą. Raptem zadźwięczało okno i do pokoju wpadł szrapnel. Podmuch powietrza rzucił kapitana Schneidera na podłogę - znalazł się pod stołem i w cudowny sposób uniknął obrażeń. Pułkownik Rabl trafiony został wprost potwornie i zginął na miejscu, natomiast podporucznika stojącego przy drzwiach ugodziły w łydkę dwie lotki…
Jeszcze wczoraj wieczorem przeniesiono zwłoki martwego bohatera do B. Dwaj pionierzy z mojej kompanii przygotowali prostą, pozbawioną ozdób trumnę i wystawili zwłoki w pięknym, wiejskim kościele.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Parafia_N ... ._NMP1.jpg
W nocy wartę honorową pełnił oddział wojska. Piękny los tak sprawił, że była to kompania sztabowa 30. pułku piechoty, którym pułkownik Rabl komenderował przed objęciem 60. brygady piechoty. O 9. rano zwłoki zostały z honorami wojskowymi przeniesione do grobu. Gorzki, grudniowy poranek ze swym sennym słońcem sprawił uroczystościom piękną oprawę. Generałowie i oficerowie wszystkich rodzajów broni zapełnili kościół, proboszcz z B. celebrował uroczystą mszę żałobną, a jeden z oficerów grał na organach …. Prześliczna, ujmująca muzyka przenikała piękną budowlę: marsz żałobny Chopina, marsz żałobny Beethovena i „Vater, ich rufe dich!”
https://www.youtube.com/watch?v=PuGfNx6MoyI
Niejedno stwardniałe wojenne oblicze drgnęło w głębokim wzruszeniu i nikt nie wstydził się zwilgotniałych oczu. Od kościoła do cmentarza – znowu piękny przypadek – stał w rozwiniętym szeregu, przybyły wprost z linii frontu, 30. pułk piechoty - przybyły by swojemu zmarłemu pułkownikowi oddać ostatni honor. Zahartowane niepogodą i czarne od prochu postacie z dzikimi brodami - tak stali Trzydziestacy i salutowali trumnie, kryjącej śmiertelne szczątki ich dawnego komendanta, niesionej na ramionach przez sześciu żołnierzy kompanii sztabowej. Wilgotne oczy, przywykłe do oglądania wszelkich okropieństw wojny, śledziły w niemym wzruszeniu powoli przenoszoną trumnę. W milczeniu została opuszczona do przygotowanego grobu. I gdy głucho upadły pierwsze grudy ziemi, oczy wszystkich zwróciły się ku niebu. Szum wypełnił powietrze. Wprost nad grobem przeciął przestrzeń swym dumnym lotem wojskowy aeroplan. Przypadek, bez wątpienia, ale także, tak to wszyscy odczuliśmy, symboliczne oddanie honoru.
Sygnał trąbki „Abgeblasen”, ostra komenda „Rechts schaut!”do Trzydziestaków i tak zakończyła się ta przejmująca pogrzebowa uroczystość. Bliskie armatnie grzmoty przypomniały nam o nowych bojach i nowych zwycięstwach...
Pułkownik Rabl był nad wyraz uzdolnionym oficerem i sympatycznym człowiekiem, cieszącym się wielkim szacunkiem wszystkich, z którymi miał styczność. Jego podwładni kochali go jako sprawiedliwego i życzliwego przełożonego, a zwierzchnicy uważali za sumiennego oficera i wiernego towarzysza. Pułkownik Rabl był też przedstawiony do wysokiego odznaczenia. Niestety, nie było mu dane doczekać. Po życiu poświęconym bezustannej pracy i pełnym oddania wypełnianiu obowiązków, cmentarzyk w zapomnianej, galicyjskiej wiosce stał się teraz miejscem jego ostatniego spoczynku. Nieobrobiony, drewniany krzyż będzie odwiedzającym cmentarz w B. dawał wymowne świadectwo żołnierskiego losu i żołnierskiej śmierci, gdy czytać będą te słowa:
Hier ruht
Oberstbrigadier Edmund v. Rabl
gefallen am 20. Dezember 1914
zu Zabawa.
Jak widać, objęta tajemnicą nazwa wsi Z. została w ostatnim słowie zdradzona.
Dziś nie ma już drewnianego krzyża i nie ma też niemieckiej inskrypcji. Na przełamanej, marmurowej tablicy jest, co nietypowe, napis polski:
Ś.P.
EDMUND von RABL
PUŁKOWNIK 30 P.P.
WOJSK AUSTRJACKICH
POLEGŁ BOHATERSKĄ ŚMIERCIĄ
OD GRANATU ROSYJSKIEGO
W ZABAWIE 20.XII.1914
PROSI O ZDROWAŚ MARJO!
https://www.fotosik.pl/zdjecie/8f65b128eb1bd587
Cmentarz w obecnej postaci zaprojektował architekt Robert Motka, od którego pomyłki zaczął się ten post.
https://www.fotosik.pl/zdjecie/c52fb1c533a19374
Częścią kompozycji jest, podobnie jak w przypadku kilku innych cmentarzy zachodniogalicyjskich, element pierwotnego wystroju.
https://www.fotosik.pl/zdjecie/e514c6f6a36cd7ae
Interessantes Blatt w podpisie pod zdjęciem podaje, iż jest to „pierwszy pomnik żołnierski wojny roku 1914-1915, który zaprojektował i wybudował na cmentarzu wojennym w Borzęcinie w Galicji feldkurat W. Tesar”. Ten sam feldkurat zbudował także cmentarze w Kamieniu – Steinau i w Bychawie.
https://www.fotosik.pl/zdjecie/568645c6e51fbc44
Swego czasu wydarzeniom w Kamieniu i okolicy poświęcił artykuł nasz forumowy kolega:
http://www.tpkamien.pl/index.php?option ... &Itemid=73
W tym samym piśmie podano też kilka szczegółów o cmentarzu w Borzęcinie – pomnik, czterometrową kamienną piramidę, zbudowano staraniem duchowieństwa wojskowego w lutym 1915 roku, co nie było proste, gdyż w dużej, siedmiokilometrowej wsi nie można była znaleźć żadnych kamieni (?). Wymurowali go żołnierze 2. kompanii 79. batalionu Landsturmu (z 8.ID. FML. Fabiniego), którymi dowodził Oblt. K. Hniewkowsky. Napis w czterech językach głosił: „Tu spoczywają bohaterowie !”
7 marca 1915, pod protektoratem arcyks. Josefa Ferdinanda i w przytomności GdI. Josefa Rotha, odbyło się uroczyste poświęcenie. Przemowę do oficerów wygłosił GM. Bruncwik (tak w oryginale, chodzi o GM. Adolfa Brunswik von Korompa (1866-1924)) jako przedstawiciel Arcyksięcia, „który po kilku dniach odwiedził ten pierwszy pomnik wojenny i pełną pietyzmu ideę nie tylko pochwalił, ale polecił tworzenie wszędzie podobnie godnych cmentarzy żołnierskich”.
Jeśli więc wierzyć relacji prasowej, byłby to początek akcji budowy trwałych cmentarzy wojennych, a prekursorem i pierwszym projektantem Wenzel Tesař – przed wojną feldkurat w XIV okręgu wojskowym Innsbruck, w początkowym okresie wojny pełniący posługę w szpitalu polowym 7/14, w grudniu 1914 odznaczony Geistliche Verdienstkreuz 2. klasy na biało-czerwonej wstędze, a zarazem ofiara tej wojny, bo w 1915 r. amputowano mu trzy palce u nogi.
W prawym, dolnym rogu częściowo zatartej tablicy fundacyjnej starego pomnika można jeszcze odczytać nazwisko "TESAŘ".
https://www.fotosik.pl/zdjecie/7963df4db0b36600
Wymieniony na tablicy komendant szpitala dr med. Leon Dem przed wojną był lekarzem w LIR.29 z Czeskich Budziejowic. Zmarł na chorobę zakaźną w 1916.
Szpital polowy 7/14 działał w Borzęcinie co najmniej od 23.12.1914 do 31.3.1915. Zmarła w nim większość żołnierzy pochowanych na tym cmentarzu i Inf. Hersch Bezner (zwany też Kohn), pogrzebany na żydowskim cmentarzu wojennym w Brzesku. Umierali z ran i chorób zakaźnych.
W tej samej notatce jest również informacja, iż „już w październiku 1914 roku został utworzony pierwszy, piękny cmentarz wojenny w Przeworsku”.
Może warto jeszcze dodać, że w październiku 1914 szpital szpital polowy 7/14 działał w Przeworsku, od końca maja do końca czerwca w Kamieniu, a w lipcu 1915 r. w Bychawie. [dopisane 6.4.2015]
https://www.fotosik.pl/zdjecie/5d58686093235b7a
P.T.O.N.G. to Polskie Towarzystwo Opieki nad Grobami Bohaterów (wcześniej: Towarzystwo Polskiego Żałobnego Krzyża).
Prawidłowa pisownia nazwiska znana jest przynajmniej od 10 lat, gdy ukazał się trzeci tom benedyktyńskiej pracy Jerzego Drogomira (Polegli w Galicji Zachodniej 1914-1915), który podaje takie informacje: Oberst Bernard Obwurzer, lat 62, Lst.Baon 27, data śmierci – 23.11.1914, a w przypisie uwaga: „Na tabl. OBWURZEC”.
Data śmierci zgadza się z podawaną w prasie, natomiast w Verlustliste jest to 25 listopada. Imię pisane jest w dwóch formach – Bernhard i Bernard, przy czym na klepsydrze - Bernhard.
https://www.fotosik.pl/zdjecie/ae9aa5c98d5600dd
(Vorarlberger Volksfreund, 10.12.1914)
Bernhard Obwurzer zginął w Woli Więcławskiej, a więc kilkanaście kilometrów na północ od Krakowa. Prasowe informacje o okolicznościach śmierci są lakoniczne a zarazem kanoniczne – „na czele prowadzonych przez siebie żołnierzy”, „atakując wzgórze”.
Prawdopodobnie 27. batalion Landsturmu wchodził w skład 106. dywizji Landsturmu w Grupie Rotha, na styku z koszycką 39. dywizją Honvédu z grupy Arza.
- Korekta wprowadzona w poście poniżej przez krakała:
27 batalion terytorialny landszturmu wchodził pierwotnie w skład 4 brygady terytorialnej landszturmu, która trafiła do Twierdzy Kraków jako wzmocnienie załogi między 16 a 22 września 1914. Brygada została de facto rozformowana, a jej bataliony przydzielone do różnych sektorów obronnych jako obsada fortyfikacji. Podczas bitwy o Kraków (16-26 listopada) na jej bazie pośpiesznie sformowano nową brygadę, która nie miała numeru, lecz nazywała się Landsturm Infanterie Brigade Roschatt (w skrócie - brygada Roschatt)
Ponieważ dotychczas znałem to nazwisko wyłącznie z wykazu wyższych oficerów poległych na wojnie, pogrzebałem trochę w starych gazetach.
Urodził się w 1852 roku w tyrolskim Bozen, jego matka była z domu Tschutschenthaler, a więc miała typowo tyrolskie nazwisko (dobre jako odwet za chrząszcza w Szczebrzeszynie, podobnie jak inne też generalskie - Scheuchenstül).
Po ukończeniu studiów początkowo zajął się kupiectwem i pracował w Bozen w Moser'chen Buchhandlung. Służbę jako jednoroczny ochotnik odbył w Tiroler Landeschützen. Stopień porucznika otrzymał w listopadowej promocji w 1881. Był wówczas w VIII batalionie Trient-Valsugana. W siedem lat później został kapitanem 2. klasy, po kolejnych dwóch - kapitanem 1. klasy. W 1897 przeniesiony został do LIR. 2 w Linzu, a po roku awansowany na majora. W roku 1900 prasa donosiła, że cesarz z powrotem przeniósł go do południowego Tyrolu, do LSchR. II w rodzinnym Bozen.
29 maja 1900 jako dowódca batalionu Landeschützen witał wraz z władzami miasta na dworcu w Bruneck arcyksięcia Eugeniusza, który będąc w podróży inspekcyjnej zwiedził koszary, magazyny, strzelnicę i plac ćwiczeń, a następnie wyjechał do garnizonu Niederdorf. Wrażenia z gospodarskiej wizyty nie zostały upublicznione.
Kilka lat przed wojną Obwurzer przeszedł w stan spoczynku i zamieszkał w Innsbrucku. Miał stopień tytularnego pułkownika Landwehry (tak w uzasadnieniu przyznania Orderu Żelaznej Korony 3. klasy z dekoracją wojenną poległemu w obliczu wroga), chociaż na ogół wzmiankowany jest jako pułkownik.
W uznaniu zasług cesarz nie tylko przyznał mu pośmiertnie EKO3KD, ale też decyzją z 15 lutego 1917 roku rodzina (wdowa i czworo dzieci) została nobilitowana, co oficjalnie ogłoszono po blisko 9 miesiącach.
Był zapewne człowiekiem dzielnym. W 1885 jedna z gazet ukazujących się w Przedarulanii doniosła, że w Bregencji miał miejsce niebezpieczny wypadek - odgłos lokomotywy spłoszył konie ciężkiego zaprzęgu z drewnem. Przełamały one bariery przejazdu kolejowego i gnały dalej ulicą. Jeden z nich był mocno zraniony. Przechodzący akurat Oblt. Obwurzer chwycił za uprząż i wyhamował zaprzęg.
W 1893 roku w jednej z gazet można było przeczytać o tragicznym wypadku w Innsbrucku - wieczorem 14 czerwca nieco ponad 6 letni chłopiec wpadł do rzeki Inn. Na pomoc, jak się okazało bezskuteczną, ruszyło kilka osób, w tym Hptm. Obwurzer, który skoczył do rzeki.
Żonaty był z Julią Kofler (ok. 1897), mieli dwie córki (Paula i Elisabeth) i dwóch synów (Herbert i Eckard), którzy, jak to w oficerskich rodzinach często bywało, poszli w ślady ojca.
Eckard Obwurzer w roku 1914 służył na niszczycielu (Torpedobootzerstörer) S.M.S „Balaton” w stopniu Fregattenleutnant, w maju 1916 roku został awansowany na stopień Linienschiffsleutnant , a rok wcześniej odznaczony MVK3KD.
http://www.kuk-kriegsmarine.at/akademiejahrgaenge.htm
(drugie zdjęcie od góry, w grupie m.in. Gottfried Banfield)
Herbert w roku 1914 był podporucznikiem w Dragoner Regiment Nr.9 ( w czasach pokojowych rozlokowanym w Brodach, Kamionce Strumiłowej i Kołomyji), w 1917 awansowany na kapitana w lwowskim IR. 55 i w tym samym roku przeniesiony do TKJR.1.
Po wojnie we Freikorps ( Eiserne Brigade na Łotwie), potem organizował Heimswehr w Tyrolu, od 1930 r. w NSDAP, od 1936 r. w Wehrmachcie, a od 1942 r. ochotniczo w SS, m.in. jako dowódca 13. dywizji górskiej SS (1. chorwacka) "Handschar" i 15. dywizji grenadierów (1. łotewska). Oddziały SS, którymi kierował, popełniały zbrodnie wojenne.
Zaginął/zginął na ziemiach polskich (a więc podobnie jak ojciec) w rejonie Nakła nad Notecią, mając stopień SS-Oberführera (odpowiednik pułkownika). Później awansowany do stopnia generalskiego (SS-Brigadeführer).
http://www.biographien.ac.at/oebl_7/202.pdf
Oberst Eugen Kastner (1863 – 1914), szef inżynierii wojskowej (Geniedirektor) Twierdzy Kraków, zmarł nagle w wieku 51 lat w Krakowie 27 grudnia (archiwum) lub 28 grudnia (prasa) 1914 roku i pochowany został z należnymi honorami 30 grudnia na Rakowicach. Jego synem był architekt Eugen Carl Kastner (1897-1945).
Wprawdzie w komunikacie o przyznaniu pułkownikowi (w dwa miesiące po śmierci) EKO3KD napisano o wybitnych zasługach w obliczu wroga, jednak nic nie wskazuje, by śmierć miała bezpośredni związek z wojną. Może krakał coś o nim napisze?
Obydwa pomniczki mocno zaniedbane, w odróżnieniu od pozostałych w tej części cmentarza.
Na żeliwnej tablicy nagrobnej są nieścisłości.
https://www.fotosik.pl/zdjecie/3ba4c22f2c75e3be
Zacznijmy od nazwiska. W prasie pojawia się jako Albrecht Ritter von Krismanić , ale także „Krismanic” (najczęściej, bo najłatwiej) i „Krismanič” (sporadycznie). Pisownia Krizmanić (zapewne pierwotna) się nie zdarza. W wersji z „č” nazwisko zapisane jest w wykazie pochowanych sporządzonym przez Kriegsgräberabteilung Krakau (ANK Kraków, Jerzy Drogomir, Polegli w Galicji Zachodniej 1914-1915, t.I), stąd taki właśnie zapis na tablicy.
Z dużą dozą prawdopodobieństwa można przyjąć, że jego dziadkiem był generał Gideon von Krismanić (znany z planów bitwy pod Königgrätz/Sadową, pod koniec życia komendant twierdzy petrowaradyńskiej), który tytuł „Ritter” otrzymał wiosną 1858 roku. Synem Gideona von Krismanić był FML. Erwin Gideon Vinzenz von Krismanić (1856-1912). Jakie były dokładnie koligacje między nimi, a piszącymi się „Ritter von Krismanić” innymi wojskowymi z owych czasów - Manfredem, Gideonem i Albrechtem - nie wiem.
Kolejna sprawa to jednostka. Tablica nie kłamie, ale też nie wszystko mówi. Krismanić służył w stopniu majora w nowosądeckim 32. pułku piechoty austriackiej obrony krajowej. Tak podaje m.in. Seidels kleines Armeeschema z 1913 roku. W tym też pułku rozpoczął wojnę, natomiast zginął jako dowódca innego pułku Landwehry – 11. z Jičina, pozostając nadal „na stanie” pułku z Nowego Sącza.
Prawdopodobnie pełnił funkcję dowódcy tymczasowego (był majorem). Formalnie komendant LIR.11 Oberst Emil Stangl został odwołany ze względów zdrowotnych i przeniesiony do rezerwy z zastrzeżeniem możliwości powrotu zarządzeniem cesarskim z 24.04.1915 (później był reaktywowany i jako Oberst d. R. dowodził batalionem Landsturmu, był ranny, w 1917 r. został tytularnym GM.). Jego następcą mianowany był tego samego dnia inny oficer w stopniu pułkownika – Josef Edler von Kwiatkowski z wadowickiego IR. 56 (od 6 czerwca 1918 tytularny GM.).
Data śmierci.
Albrecht Krismanić zginął 2 stycznia 1915 roku. Na tablicy datę „2.5.15” odlano zapewne z rozpędu (w wykazie archiwalnym jest prawidłowa). W końcu to główny cmentarz majowej bitwy, a spośród tu pochowanych wyższy stopień ma jedynie Obstlt. Hugo Mayer z FJB.2, który zresztą zginął w grudniu 1914. Informacji o śmierci majora jest w prasie z początku roku 1915 wiele. Wymieniono go także w „Liście strat” z 11 lutego 1915.
W jednej z gazet można znaleźć szczegółowy opis okoliczności zgonu. Relacja brzmi bardzo prawdopodobnie - śmierć w sumie przypadkowa - żadne tam prowadzenie z wysoko uniesionym pistoletem bezgranicznie oddanych żołnierzy na ufortyfikowane wzgórze bronione przez najdziksze plemiona azyatyckie.
Działo się to „na zachód od miejscowości G., którą Rosjanie już wielokrotnie próbowali zająć” (LIR.11 walczył pod Gorlicami w składzie 51. IBrig. w Grupie FML. Rudolfa Králička). Pozycja pułku była szczególnie trudna - w wygięciu linii frontu, Rosjanie w zasadzie otaczali z trzech stron. Sztab znajdował się w małej, drewnianej chacie u podstawy wzgórza, około 300 kroków od linii okopów. W nocy na 2 stycznia oficerowie pułku – Mjr. Krismanić, Hptm. Bürgermeister, Hptm. Dolenc, Oblt. Gruner i Oblt. Janausch w pełnym umundurowaniu spali (a raczej próbowali spać) na słomie w izbie. O 7. rano nagle przyjechał konno dowódca 1. batalionu Hptm. Stiasny i krzyknął, że Rosjanie przełamali na wzgórzu linie sąsiedniego pułku.
Krismanić z adiutantem oraz obydwaj kapitanowie i porucznik wybiegli przed dom, by ocenić sytuację. Oficer-telefonista został w izbie – miał powiadomić dowództwo i przyjąć rozkazy. Wraz z nim w chacie było jeszcze kilku żołnierzy patrolu telefonicznego i dwóch ordynansów. Podczas gdy oficerowie patrzyli w kierunku pozycji swego pułku na pagórku przed domem, znienacka wyłonili się Rosjanie. Jak się potem okazało, było ich około 200. W tej rozpaczliwej sytuacji oficerowie zaczęli się powoli wycofywać. Po 150 krokach Krismanić został postrzelony. Żołnierze rosyjscy, skoncentrowani na bezustannym ostrzale grupy oficerów i ich rannego dowódcy, minęli dom, niszcząc tylko druty telefoniczne i nie zauważyli ukrytych w izbie żołnierzy. Ściany domu wielokrotnie przeszyły pociski. W drugiej izbie wzywała pomocy kobieta, której dziecko zostało zranione w stopę (cywile, znajdujący się w miejscu walk, to element powtarzający się w wielu opisach).
Po kilku minutach nadbiegło 30 żołnierzy LIR. 11, w większości rekrutów nie oswojonych z wojną, prowadzonych przez Stbsfldw. Bartę. Również żołnierze uwięzieni w domu włączyli się do akcji. Najpierw strzelając, a potem w walce na bagnety, powstrzymali atak rosyjski.
Żołnierze rosyjscy zaczęli się poddawać, część uciekła. Jeden z gefrajtrów pojmał po dłuższym pościgu rosyjskiego oficera. Jak szczegółowo relacjonował naoczny świadek, scena ta była niezwykle komiczna, więc najpierw zaczęli się śmiać jeńcy rosyjscy, a potem także reszta żołnierzy. Nie wiemy, co na to wszystko chłopska rodzina. Na pewno nic nie mogło już rozbawić około 40 zabitych, leżących wokół zniszczonego domu.
Potyczka trwała około kwadransa. Zginęło 8 żołnierzy austro-węgierskich, a 5 zostało rannych, zabitych było ponad 30 żołnierzy rosyjskich, rannych – 10. W czasie walki Hptm. Dolenc odciągnął Krismanicia z zasięgu ognia. Pocisk dum dum (dość częsty motyw w relacjach prasowych i nie tylko) wyrwał mu trzewia. Major był nieprzytomny, po pół godzinie zmarł.
(Czyż to nie piękny scenariusz do rekonstrukcji? Jest i rola kobieca i dziecięca, uboga chata, nagły zwrot akcji, element humorystyczny, liczne trupy, malownicze wnętrzności, no i nasi górą.)
Stabsfeldwebel prowadzący kontratak otrzymał złoty medal za dzielność, żołnierze z patrolu telefonicznego – srebrne, odznaczony został też jeden z ordynansów, który wykazał się wyjątkową odwagą. Po kilku tygodniach również Albrecht von Krismanić został pośmiertnie wyróżniony Orderem Żelaznej Korony 3. klasy z dekoracją wojenną.
- Major Krismanić został pochowany na cmentarzu w Ropie, miejscowości na zapleczu walk o Gorlice. Gdy tworzono reprezentacyjny cmentarz na Boczoniowej Górze w Gorlicach jego zwłoki przeniesiono na honorowe miejsce w szeregu grobów oficerskich.
DYSKUSJA
Allonsanfan, 5.04.2015
Przeczytałem z zainteresowaniem ten post o wysokich stopniem oficerach(i nie tylko) poległych w Galicji.
Dobra robota, KG. Moje uznanie.
- KG napisał/a:
natychmiast wystąpiło czterdziestu żądnych przygód Mazurów.
Gdyby Roda Roda(pisarz austriacki) pisał o żołnierzach niemieckich(Mazurzy tam na pewno bywali) to w porządku. Jeśli o Legionach to tam też mogli być, ale jeśli pisał o jakiejś jednostce armii austro-węgierskiej ...
Jerry, 5.04.2015
Cytat z Wikipedii pod hasłem "Galicja"
" Następującą charakterystykę ludności Galicji przedstawia dokument Gubernium Lwowskiego z 1841 roku:Włościanie dzielą się na trzy grupy: Mazurów, górali i Rusinów. Mazurzy od Krakowa aż po Jarosław są osiedleni. Mówią po polsku i mazowiecku, są wyznania rzymskokatolickiego. Jest to lud prosty, mało oświecony, poczciwy. Występki lub zbrodnie pochodzą najczęściej z pijaństwa lub nędzy. Cnotami ich to przywiązanie do panów i posłuszeństwo im. Są pracowici, mało dbają o siebie, ograniczeni w potrzebach, przywiązani do religii. Wadami ich – to pijaństwo, niechlujność, wstręt do wojska i do nauki, zawziętość w bójkach."
Może to jakieś odległe echa tamtego podziału
Allonsanfan, 5.04.2015
Może to być. W "Pamiętnikach urzędników galicyjskich" znalazłem coś podobnego.
Pan nazwiskiem Józef Doboszyński pisze że
Było to w r. 1847, po strasznych wypadkach r. 1846 na Mazurach, które wywołały wielkie wzburzenie umysłów w mieście i u młodzieży szkolnej.
Po czym pojawia się wyjaśnienie w stopce strony że
Mazury - chodzi tu o określenie wsi zachodniogalicyjskich, polskich, w przeciwieństwie do wsi wschodniogalicyjskich, ukraińskich.
Czyli Mazur to był synonim Polaka w Galicji - z wyjątkiem może górali ...
Tylko czy mniej więcej 70 lat później, w czasach Wielkiej Wojny, ta archaiczne nazewnictwo wciąż było używane?
No i skąd Roda Roda(nie Galicjanin przecież) znał to określenie? Czyżby w austriackich szkołach wciąż uczono że ludność Galicji dzieli się na Mazurów, górali i Rusinów?
Incubus, 5.04.2015
Ta, Mazur, jak gdzie indziej Lach, synonim Polaka, cokolwiek to znaczy.
DAR, 6.04.2015
Wszystko pięknie, super robota KG, tylko z jednym się nie mogę zgodzić:
- KG napisał/a:
I na koniec tego krótkiego postu
- KG napisał/a:
Jeden z gefrajtrów pojmał po dłuższym pościgu rosyjskiego oficera. Jak szczegółowo relacjonował naoczny świadek, scena ta była niezwykle komiczna, więc najpierw zaczęli się śmiać jeńcy rosyjscy, a potem także reszta żołnierzy.
KG, 6.04.2015
- Allonsanfan napisał/a:
No i skąd Roda Roda(nie Galicjanin przecież) znał to określenie? Czyżby w austriackich szkołach wciąż uczono że ludność Galicji dzieli się na Mazurów, górali i Rusinów?
Z kontekstu wynika, że cytuje pułkownika, dowódcę grupy, która posuwa się doliną Popradu od Rytra do Starego Sącza. Grupa jest mieszana – większość to kawalerzyści, trochę piechoty. Dowódca kawalerii mógł i powinien się był orientować, zwłaszcza że skądinąd wiadomo, iż był to oddział z lwowskiej DK. 4 wspierany przez landszturmistów. Potwierdza to też lista (krótka) pochowanych na cmentarzu w Barcicach – UR. 1 (Lt.i.d.R. Juliusz Zaremba Cielecki, ur. 1870) i DR. 15 (obydwa pułki nominalnie w składzie 21.KBrig / DK.4) i landszturmiści z okolic Jarosławia. Na pewno nie był to płk. Alois Ritter Klepsch-Kloth von Roden, dowódca 21. brygady na początku wojny, gdyż został ciężko ranny już 13 sierpnia 1914.
Działała też na tym terenie grupa Landsturmu, którą dowodził płk. Wanka (zapewne Anton Wanka) – to w niej był profesor gimnazjalny ze Stanisławowa, Lt.i.V.d.Evid. Augustyn Klimaszewski, pochowany w Starym Sączu.
http://www.fotosik.pl/pok...c43b77a44b.html
Doliną Dunajca od strony Krościenka posuwał się też w kierunku Starego Sącza oddział specjalny, którym dowodził płk. Friedrich Weisz von Schlüßenburg.
DAR – nie wiem, co ich śmieszyło. Widocznie czasem również na wojnie, gdy ludzie ganiają się z bronią, to jest to śmieszne.
Allonsanfan, 6.04.2015
- KG napisał/a:
Określenie było w czasach wojny w użyciu. Może nie w powszechnym, ale było.
- KG napisał/a:
DAR – nie wiem, co ich śmieszyło. Widocznie czasem również na wojnie, gdy ludzie ganiają się z bronią, to jest to śmiesznie..
DAR, 6.04.2015
- KG napisał/a:
DAR – nie wiem, co ich śmieszyło. Widocznie czasem również na wojnie, gdy ludzie ganiają się z bronią, to jest to śmieszne.
KG, 6.04.2015
Gefrajter pobiegł za oficerem, ganiali się po górce, w końcu dopadł zmęczonego Rosjanina i przyprowadził z powrotem.
Jedno zdanie brzmi jak didaskalia: „To było niczym dziecięca zabawa”.
Trzeba coś wymyślić. Może ktoś się potknie na zwłokach i już będzie śmiesznie.
Krakał, 6.04.2015
- KG napisał/a:
Może krakał coś o nim napisze?
Za to mogę dorzucić małe sprostowanie gdzie indziej:
- KG napisał/a:
Bernhard Obwurzer zginął w Woli Więcławskiej, a więc kilkanaście kilometrów na północ od Krakowa. Prasowe informacje o okolicznościach śmierci są lakoniczne a zarazem kanoniczne – „na czele prowadzonych przez siebie żołnierzy”, „atakując wzgórze”.
Prawdopodobnie 27. batalion Landsturmu wchodził w skład 106. dywizji Landsturmu w Grupie Rotha, na styku z koszycką 39. dywizją Honvédu z grupy Arza.
DAR, 6.04.2015
Widzę, że humor to masz raczej wisielczy... Wystarczy jednak żeby na górce rosło drzewo i niech gefrajter goni oficera dookoła - już będzie nieźle. Jak w tym dowcipie - masz jeszcze do mnie trzy okrążenia
KG, 7.04.2015
- krakał napisał/a:
Za to mogę dorzucić małe sprostowanie gdzie indziej:
(...)
27 batalion terytorialny landszturmu wchodził pierwotnie w skład 4 brygady terytorialnej landszturmu, która trafiła do Twierdzy Kraków jako wzmocnienie załogi między 16 a 22 września 1914. Brygada została de facto rozformowana, a jej bataliony przydzielone do różnych sektorów obronnych jako obsada fortyfikacji. Podczas bitwy o Kraków (16-26 listopada) na jej bazie pośpiesznie sformowano nową brygadę, która nie miała numeru, lecz nazywała się Landsturm Infanterie Brigade Roschatt (w skrócie - brygada Roschatt)
Jest w moim poście jeszcze wiele takich znaków zapytania. Mam nadzieję, że z czasem znikną. Obwurzer już w sierpniu "z młodzieńczym entuzjazmem" ochotniczo wrócił do służby. 4 września wyjechał do Brna, by formować tam batalion (a raczej objąć -jak piszesz, brygada dotarła do Krakowa między 16 a 22 września).
KG, 7.09.2016
Jedną z postaci opisywanych w tekście otwierającym ten wątek jest Obst. Bernhard Obwurzer pochowany na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie. Zwróciłem wówczas uwagę na błąd w nazwisku na grobie – OBWURZEC zamiast OBWURZER. Nagrobek został ostatnio odremontowany, a nazwisko poprawione. Zmieniono też stopień z pułkownika na podpułkownika.
http://images77.fotosik.p...88cfcfe1med.jpg
Jeśli przyjrzeć się dokładniej zdjęciom sprzed remontu można dopatrzeć się zarysów liter „pod”. Zapewne gdy P.T.O.N.G.B budował nagrobki wyryto w betonie „podpułkownik”, a potem błąd skorygowano, zacierając trzy litery. Teraz poprawiono nazwisko i, z rozpędu, stopień też.
A Bernhard Obwurzer pułkownikiem był.
http://www.fotosik.pl/zdjecie/ae9aa5c98d5600dd
("Vorarlberger Volksfreund", 10.12.1914)
Nagrobek pułkownika Kastnera też jest odnowiony.
http://images75.fotosik.pl/874/c063200e4ca17357med.jpg
krakał, 8.09.2016
- KG napisał/a:
Nagrobek pułkownika Kastnera też jest odnowiony.
KG, 9.09.2016
Wszyscy mają białe i czerwone kwiatki po równo, przy czym kolory ułożone są różnie.
A więc także Górna Austria, Tyrol, Salzburg, Vorarlberg i Wiedeń, a i Czechy jako kraina. A jak pasy nie pasują, to można spojrzeć zza nagrobka.
Co do Kastnera.
Jego syn, austriacki architekt Eugen Carl Kastner, urodził się w 1897 r. w Wiedniu i z powodu służby ojca w Geniekorps zmieniał miejsca zamieszkania. Do szkoły kadetów chodził w Bratysławie, maturę uzyskał w Bielsku. Po śmierci ojca w Krakowie rodzina przesiedliła się do Wiednia.
krakał, 9.09.2016
O ile dobrze pamiętam, to na stanowisko dyrektora inżynierii w Krakowie jego ojciec trafił z którejś z twierdzulek na Bałkanach. Nie mam żadnych danych by twierdzić, że pobyt w Kraku wytworzył u niego bądź u jego potomka jakieś związki z polskością.
KG, 9.09.2016
Niemniej związek z polską ziemią jest oczywisty.
Krakał, 9.09.2016
A to niewątpliwie. Nawet, rzekłbym, bardzo dosłowny i bezpośredni.
KG, 9.09.2016
- krakał napisał/a:
O ile dobrze pamiętam, to na stanowisko dyrektora inżynierii w Krakowie jego ojciec trafił z którejś z twierdzulek na Bałkanach.
KG, 10.10.2017
Upadły mur na Rakowicach. Nagrobek pułkownika Kastnera ocalał. Pozostałe w tym rzędzie, jeśli uszkodzone, to nieznacznie.
Gorzej z szeregiem kutych krzyży pod murem.
https://images82.fotosik.pl/849/46ab141ba3ffda2bmed.jpg
https://images81.fotosik.pl/848/21d09501acd4db86med.jpg
Zdjęcia z 27.09.17