No cóż, żeby odpowiedzieć rzetelnie na to pytanie, zapewne należałoby przegrzebać papiery operacyjne na szczeblu armii i korpusu.Nirven pisze: ↑04 sty 2022, 08:55Pozwolę sobie na małą dygresję od "Skrzydeł...". Czy da się obiektywnie ocenić, na ile rzeczywiście wpływ na działania w operacji limanowsko-łapanowskiej miały efekty rozpoznania lotniczego? Jako domorosłego taktykaciekawi mnie czy w ogóle próbowano - i na jaką skalę - konfrontować wyniki rozpoznania lotniczego z efektami "tradycyjnego" zwiadu, oraz co uważano za istotniejsze?
Ale można poczynić jakieś uwagi bardziej ogólne. Rozpoznanie lotnicze dostarczało twarde dowody w warunkach wojny pozycyjnej i to jedynie w zakresie pierwszej linii frontu i biernych elementów zaplecza oraz poszlaki w pozostałym zakresie, tzn. w czasie działań manewrowych - w ogóle, a w czasie wojny pozycyjnej - co do przemieszczeń wojsk i materiału.
Rozpoznanie umocnień polowych, magazynów, lotnisk wychodziło lotnictwu znakomicie, gdy front się nie ruszał. Miało to jednak znaczenie głównie dla artylerii, bo precyzyjnie wskazywało cele, mogło też wpłynąć na taktykę piechoty. Były to też ustalenia dość pewne i w zasadzie samodzielne, tzn. nie wymagały specjalnie potwierdzania innymi dowodami. Rozpoznanie za pomocą patroli czy obserwacja pozioma nie dawały tak dobrych i pełnych rezultatów, jak zwiad lotniczy. Natomiast te uzupełniające środki mogły dopełnić wyniki rozpoznania lotniczego przez dostarczenie wiedzy np. o obsadzie pozycji nieprzyjaciela.
Jeśli chodzi o przesunięcia sił na tyłach przeciwnika - to już nie jest takie proste, ruchy taborów czy nawet piechoty są punktem wyjścia do interpretacji, ale wnioski w realiach frontu galicyjskiego trudno uznawać za pewne. Dla przykładu: idzie oddział piechoty, oznaczmy go "A" ku frontowi, znaczy - wzmacniają się. Ale gdy nie ma pewności, że to obraz pełny (nie przeoczono ruchu innych oddziałów), nie do końca wiemy, co to znaczy, nie wiemy najważniejszego: gdzie się wzmacniają. Np. widzimy, że poszli pod Wieliczkę. I teraz: być może oznacza to wzmocnienie frontu nieprzyjacielskiego pod Wieliczką. A może wcale nie? Może to było nie wzmocnienie, a jedynie luzowanie, bo owszem, żołnierze z oddziału "A" siedzą już w okopach pod Wieliczką, ale zluzowali tam innych - oddział "B", który poszedł pod Dobczyce, czego wykryć się nie udało (szli nocą, chmura zakryła kolumnę marszową itd).
Na pewno liczono zatem na skonfrontowanie takich danych, jak zaobserwowanie przemarszu oddziału "A", z informacjami z innych źródeł. Najlepsi byli jeńcy lub dezerterzy. Jeśli w dobrym momencie złapano jednego pod Wieliczką (z oddziału "A"), a drugiego pod Dobczycami (z oddziału "B"), obraz sytuacji mógł być pełniejszy, niż to, co zobaczył lotnik. Miejscowy współpracownik też mógłby być niezły, choć z wiedzą mniej szczegółową.
Łapanie jeńców dawało czasem dosyć niezłe rezultaty, można bowiem było próbować się orientować, jakie dokładnie jednostki stoją po drugiej stronie. To oczywiście było obarczone ryzykiem błędu, bo im głębiej w wojnę, tym strona rosyjska bardziej "szła" w jakieś roszady. Ustalenie, że u przeciwnika stoi jeden batalion pułku X pozwalało mniemać, że w pobliżu jest cały pułk - ale nie dało się wykluczyć, że jakiś jego batalion trafił do innej dywizji po sąsiedzku, kilka czy kilkanaście kilometrów dalej. Stwierdzenie obecności pułku X pozwalało mniemać, że gdzieś w pobliżu jest cała dywizja - ale także istniało ryzyko, że to jeden pułk albo jedną brygadę detaszowano.
Wracając do pytania - zaryzykowałbym tezę, że pierwszorzędne znaczenie miały ustalenia, czynione przez piechotę austro-węgierską, która po prostu w rejonie Wieliczki i Myślenic miała kontakt bojowy z posuwającymi się naprzód oddziałami rosyjskimi. Do tego musiały dojść patrole kawalerii, którym udawało się posnuć gdzieś po okolicy Mszany, Kasiny, nawet znacznie dalej w stronę północno-wschodnią i nie natknąć na duże siły rosyjskie, plus wyniki zwiadu lotniczego, które też potwierdzały intensywny ruch na linii mniej więcej Bochnia - Wieliczka, a nie stwierdzały podobnej intensywności w górach.
Miszczem reklamy nie jestem, ale to akurat było anonsowane, tyle że mogło zaginąć w jakimś tłoku:
viewtopic.php?f=46&t=1646&p=6979&hilit= ... 9ski#p6979
Pierwsze miesiące, zgoda, bo to było używanie wielkich jednostek jazdy w charakterze "dużego zwiadu". Co ważniejsze, strona rosyjska się tego spodziewała i miała gotowe pomysły na przeciwdziałanie, zatem rzeczywiście cały misterny plan rozpoznania nie wypalił.Nirven pisze: ↑04 sty 2022, 08:55W pierwszych miesiącach wojny zwiad kawaleryski po naszej stronie wypełniał swe zadania raczej słabo, a i po wojnie działania jazdy oceniano dość krytycznie. Zwiad kawaleryjski w sytuacji braku ciągłego frontu w teorii ma oczywiście rację bytu i powinien przynieść wymierne efekty - ale, czy masz dane o tym, że pod Limanową i Łapanowem rzeczywiście przyniósł?
Co do Limanowej i Łapanowa, gotowej odpowiedzi nie mam. Ale takie patrole naprawdę daleko się posuwały w pierwszych dniach operacji, nadto jednemu z nich udało się przechwycić rosyjskie rozkazy (chyba dywizyjne, nie chcę pokłamać pisząc z głowy). Niemało o tym pisał Julier.