Tę samą uwagę, jak i wiele innych można, z uwagi na wyjątkowy i niepowtarzalny styl autora, odnieść także do wydanego niedawno przewodnika śladami Wielkiej Wojny w Bieszczadach. Tam przykładowo w odstępie kilku stron znajdujemy powtórzone niemal słowo w słowo informacje o Ochotniczym późniejszym III Batalionie Strzelców Sanockich który wprawdzie nigdy nie miał w nazwie członu "Ochotniczy" (tym bardziej pisanego wielką literą), za to walczył już po zakończeniu Wielkiej Wojny i - w tym przypadku (bo mowa o działaniach w rejonie Bukowska) poza terenem Bieszczadów. Nie mam jeszcze swojego egzemplarza "Zamarzniętych armii" i wnosząc z waszych opinii raczej nie kupię (a jeśli się przełamię, to przede wszystkim dla zdjęć), ale ciekaw jestem jak wypadłoby porównanie tych dwóch prac pod kątem powtarzających się fragmentów.Doskonale ma się też tendencja do zwiększania objętości tekstu przez powtarzanie w kółko tego samego. Może to wynika z niechlujstwa w składaniu poszczególnych części, pisanych w różnych momentach, ale zawsze czytelnikowi można opchnąć parę linijek więcej...
Sądzę że tu mamy do czynienia z manierą ukazywania samego siebie jako znawcy topografii terenu opisywanych działań. Z tych fragmentów "Zamarzniętych armii" które zdołałem przejrzeć, jak i z innych dzieł autora, co jakiś czas wypływały tego rodzaju dygresje dotyczące np. przebiegu grzbietów górskich, dolin czy szczytów. O ile rozumiem, jako entuzjasta turystyki górskiej, przywiązanie do topografii, to raz, że często tego rodzaju dygresje nie są w żaden sposób powiązane z opisem działań wojennych - przykładowo mamy informację, (s. 340) o wycofaniu się oddziałów austro-węgierskich na Okrąglik i informację, że jest to zwornik grzbietu z Jasłem i szereg dalszych informacji topograficznych i dalej, że odcinek ten broniło pięć batalionów, co groziło łatwym przełamniem. Ale jak ów przebieg grzbietów górskich wpływał na organizację pozycji tych oddziałów, jakie znaczenie ma zwornikowość Okrąglika, tego już czytenik się nie dowie i musi główkować sam, korzystając z mapy.Trotta pisze: ↑17 sty 2023, 19:37Faktycznie, maniera ukazywania samego siebie jako genialnego lingwisty zniknęła, a może nawet A. Olejko robi wiele, by tę etykietkę zerwać raz na zawsze - wspomniane wyżej przetłumaczenie tras odwrotu jako linii obronnych to coś, czego nawet google translator nie potrafi. (...)
Mógł co najwyżej posuwać się dalej wzdłuż niego, w kierunku zachodnim, co zresztą stało się 25 marca. O czym zatem pisze A. Olejko w ten upojny, podwójny sposób? Otóż o zdobyciu Kaštielika, góry nie leżącej wcale na głównym grzbiecie Karpat. Co ciekawe, sama nazwa "Kaštielik" w książce nie pada - ciekawe, czemu?
Zdaję się, że precyzja tych topograficznych odniesień też jest dyskusyjna, bo skoro autor pisze o Jaśle, to można by wspomnieć, że chodzi o szczyt który na współczesnych mapach topograficznych nazywa się Wielkie Jasło, w odróżnieniu od pobliskiego Małego Jasła, a od zwornika o którym mowa odchodzi także rozegły grzbiet Fereczatej, za to wymieniane obok tych szczytów Ruskie czy Runina są nazwami miejscowości, nie gór. Szczerze ciekaw jestem, czy Autor (łac. auctor, ukr. Автор, węg. Szerző) okrył (bądź zaczerpnął skądś) istnienie w Bieszczadach tajemniczego pasma Małego Bukowca, czy może Bukowiec z wsi stał się górą, czy doszło tu do przeniesienia w terenie pasma (lub, jak chcą inni, grzbietu) Małej Bukowej z grupy Kozierza.