No cóż. Książka budzi uczucia mieszane. Z jednej strony - jest to AO i niepodrabialne cechy jego stylu, jak mnogość błędów, przeinaczeń itd są tu obecne często i gęsto, co poniżej spróbuję wykazać i pokrótce omówić. Ale z drugiej strony - coś tu się stało niezwykłego. Nie wiem, na ile to efekt współautorstwa Jurija Fatuły, na ile wynik korekty i prac redakcyjnych. W każdym razie czyta się lepiej niż dotychczasowe dzieła, a błędów jest ... jakoś mniej, co wypada przyznać (inimicus Olejko, sed magis amica veritas

) Właśnie. Liczni autorzy, którym do tej pory AO poświęcał przynajmniej jeden przypis, upstrzony inwektywami, mogą chyba poczuć się zaniedbani, bo tym razem o nich cisza...
Co oczywiście nie znaczy, że błędów i wypaczeń jest mało. Na szybko, com wypatrzył (po wstępnej lekturze, bez sprawdzań dogłębnych) na pierwszych stu dwunastu stroniczkach:
s. 14. Przypisanie austro-węgierskiej 2. Armii udziału w ofensywie
na kierunku tarnowsko-gorlickim może prowadzić do zadławienia, ale pilni czytelnicy dzieł AO są już chyba uodpornieni...
s. 17-24.
Cytat z Kawczaka ("Milknące echa"), czyli od mobilizacji po bitwę kraśnicką, nowosądecki IR. 20. Co to ma do Manyłowej? Ano tyle samo, co pojawiające się w innych miejscach Odrzykoń, Biecz, Limanowa czy nawet Verdun. Rozumiem, że warto budować szerokie tło omawianych wydarzeń. Rozumiem, że Kawczak pisze ładnie i ciekawie. Ale co za dużo, to niezdrowo. Cytat z Kawczaka ciągnie się przez mniej więcej siedem stron, zatem stanowi ok. 3% objętości całej książki!
s. 36, przypis 23. Co do podszytego dramatyzmem pytania
Ilu żołnierzy zginęło w tym czasie w Bieszczadach? ma podany w przypisie do owego zdania artykuł T. Nowakowskiego "Między Gorlicami a Bardejovem...", Bóg jeden raczy wiedzieć.
s. 41. Ups, znowu to zrobił, a już raz z tego się śmialiśmy. Nie zmieniam ni literki:
Weise todt.
s. 42. ...
terytorium Królestwa Węgier („ziemie królestwa św. Stefana” – obecnie Republika Słowacji). Pewnikiem skrót myślowy, skutkujący nieporadnością zdania, albo nie zauważyliśmy, że dokonało się jakieś Trianon II.
s. 43.
IV korpus gen. Schmidta. Brak wiedzy i bezmyślne powtarzanie za innymi autorami. Jakby ten korpus odziedziczył numerek po IV Korpusie, to nie nazywałby się kombinowanym. Nie powstał też na bazie tegoż korpusu.
s. 43.
[c. i k.] 27. dywizji [Styryjski Pułk Piechoty] z Górnych Węgier. Nie trzeba znać się na armii austro-węgierskiej by zauważyć, że coś tu mocno nie trybi. Amatorzy nie potrzebują podpowiedzi, większość zawodowych historyków też nie, ale temu jednemu trzeba jak krowie na rowie wyłożyć: Panie Andrzeju kochany, dywizja to nie to samo co pułk. I nie, w armii austro-węgierskiej dywizje o danym numerze nie składały się z pułków o tym samym numerze. I nie, Górne Węgry to nie to samo, co Styria.
s. 43/s. 52. Abstrahując od tego, czy jest sens dywizje armii austro-węgierskiej opisywać jako "austriackie" (bez bliższego doprecyzowania), mógłby się AO zdecydować, czy 29.ITD była "austriacka" czy "czeska". A czemu określenie "austriacka" ma tu sens skrajnie znikomy? Bo to sudecka dywizja była...
s. 59. Jest 59. DP, powinna być 59. BP. Akurat raczej literówka niż niewiedza.
s. 64. W książce, której tytuł zawiera nazwę Manyłowej, jeden z ważnych epizodów - pierwsze istotne boje o górę, toczone w pierwszej połowie lutego 1915 r., doczekały się trójlinijkowej wzmianki w przypisie, bez podania źródła zresztą. Trzy linijki o udziale w walkach IR.94, bez wspomnienia nawet innych pułków, działających obok (LIR.20, LIR.36). Trzy linijki. Tygodniowym bojom o tytułową przecież górę poświęcono zatem 0,03% zawartości książki. Kawczak, przypomnę, zajmuje 3% objętości. Stukrotnie więcej.
Warto też zauważyć, że o wiele więcej miejsca poświęcono walkom o Maguryczne i Berdo. Ciekawym i ważnym, ale przypominam: to Manyłowa jest w tytule książki i chyba czytelnik ma prawo oczekiwać, że to walki o Manyłową zostaną przedstawione w szczegółowy, kompletny sposób?
Smaczków tu mamy wiele. Już w KWTC znalazły się mapy, pokazujące te walki o Manyłową z pierwszych tygodni lutego. Umieszczenie tego w przypisie robi wrażenie, jakby AO - mając lata na wypichcenie książki - nie zbadał dokładnie tematu i o owych wydarzeniach dowiedział się dosłownie w ostatniej chwili. W dodatku w przypisie znalazł się prowadzący na manowce passus o opanowaniu przez IR.94 "zachodniej części góry". Nie wiadomo, jak to rozumieć, czy jako stok, czy jako część grzbietu góry - a ten ma przebieg z północnego zachodu na południowy wschód. Zachód-wschód to tylko w wielkim uproszczeniu. Nadto taka konstrukcja zdania może sugerować, że opanowano zachodnią, a wschodniej już nie - a taką akcję strona austro-węgierska mogłaby przeprowadzić wyłącznie z pomocą wojsk powietrzno-desantowych

Owa nieszczęsna "zachodnia część góry" pojawia się zresztą w kilku innych miejscach.
s. 66, 67, 72 i jeszcze pewnie w paru innych miejscach -
gen. R. Urbaz. Nieszczęsny się Urbarz nazywał, na imię Adolf mu było (imię nawet nie zawiera litery "r", więc tym bardziej się na nią nie zaczyna).
s. 68. Nagle pod Manyłową na pozycjach objawia się nam w dniu 28 lutego 1915 r. m.in. 24.LIR. Ale już na s. 71 i 84 AO ma świadomość, że tego dnia pułk ów dopiero wyruszył z Humiennego, a pod Manyłową znalazł się parę dni później.
s. 81. W Łubnem obiektem rosyjskich kontrataków w dniu 1 marca staje się LIR.25. Chociaż wg niektórych wersji, przedstawianych przez AO, pułk dociera na front dopiero dwa dni później [s. 84].
s. 97. No nie, c.k. 16. pp to w tym rejonie nie było. Żadnego pułku z tym numerem. Ale tu być może zwykła literówka, mogąca zdarzyć się każdemu, nawet rzetelnemu autorowi.
s. 98.
Chociaż w nocy c. i k. 25. pp i c.k. 14. pp Landwehry zdobyły Patryję. Znów przepisane bezmyślnie. Bo nie c. i k. 25. pp, tylko c.k.25.pp Landwehry (LIR.25), jeżeli już. I nie w nocy. I nie same, a z istotnym udziałem LIR.1. Niuans, czy zdobyły główny wierzchołek pominę, bo to w sumie nadal można uznać za sporne.
s. 100.
c. i k. 67. pp Honwedów. No to nie wymaga komentarza. Gdyby kto inny to pisał, wietrzyłbym niedźwiedzią przysługę korektora czy redakcji, ale AO nie do takich objawów zasadniczej niewiedzy nas już przyzwyczaił... Błąd ten powtarza się jeszcze co najmniej kilka razy.
s. 101. A jak kogoś poprzednia uwaga nie przekonuje, to bęc! AO każe dwóm batalionom LIR.24 znaleźć się nagle a niespodziewanie na prawym skrzydle 32. DP i jeszcze osiągnąć Radziejową! Odróżnienie LIR.24 od IR.24 jest oczywiście niełatwe, a przede wszystkim wymaga rzetelnej wiedzy.
s. 107. Nagle na Piaskach/Patryi materializuje się "32. pp Honwedów". Na nieszczęście dla AO, tak samo jak w przypadku IR.25/LIR.25, IR.24/LIR.24 tak i przy pułkach z numerem "32" na opisywanym terenie pojawiły się dwa różne. Żeby odróżnić, trzeba coś wiedzieć i trochę myśleć, względnie dotrzeć do trochę większej ilości opracowań i źródeł, gdzie będzie wszystko wyoślone. Tu nie wyszło.
s. 111. To samo, jeszcze jaskrawiej, już nie można zasłaniać się błędem w cudzych opracowaniach, bo nawiasy kwadratowe wskazują na wtrącenia autora.
IV batalion z [k.węg.] 32. pułku [pp Honwedów] Podstawowa wiedza o armii austro-węgierskiej powinna już doprowadzić do zapalenia się czerwonej lampeczki. Pułki Honwedu co do zasady miały po trzy bataliony.
s. 112.
aby „zamaskować” się w eterze przed przeciwnikiem, już od 2 III 1915 r. strona austro-węgierska zaczęła używać kryptonimów, pod którymi kryły się właściwe nazwy atakujących jednostek: Lenzguido Schmidt – c. i k. Korpus Schmidta, Letztatzeo 27 – c. i k. 27. DP czy Letzwenig 86 – c. i k. 86. pp. Rozpaczliwa próba błyśnięcia erudycją, tylko że nie wyszło, wywaliło się na wielu poziomach na raz. Nie "Letztatzeo", a "Lenztatze", tak brzmiała nazwa kodowa dywizji. Nie "Letzwenig 86", a "Lenzwenig". No i najważniejsze. Pułki nie miały kryptonimów. Lenzwenig to nazwa kodowa brygady. Znów pech ignoranta, mieć na jednym terenie i brygadę, i pułk z tym samym numerem. Jakże utrudnia to symulowanie znajomości tematu. Nie chcę kopać leżącego, ale trudno nie wspomnieć, że kodowe nazwy z przedrostkiem "Lenz" stosowane były od 1 stycznia 1915 r...
Ktoś się może zapytać, dlaczego wszystkie błędy przypisuję AO, a przecież jest jeszcze współautor, Jurij Fatuła. Otóż wszystkie te niedoróbki łudząco przypominają dokonania AO. Nie chce mi się wierzyć, żeby Jurij potrafił równie źle i nierzetelnie pisać. I jego materiały archiwalne interesowały, nie żal było udostępnić!
Bo tak na marginesie - fascynujące, jak mało dokumentów z wiedeńskiego KA wykorzystano. Dwa, słownie dwa. A przecież jednego dnia w KA można wziąć trzy kartony. Cóż to się stało...? Jeden to karton cmentarny, za który wyraźne podziękowania skierowane są do G. Artla. Zawartość - spis z błędami, przez AO nie poddany żadnej krytyce i weryfikacji. Ale już drugi raz publikowany jako objawienie. Drugi karton z KA budzi same dobre wspomnienia. To ponad cztery lata temu było (nie pokazują tego dane plików zdjęciowych, bo data w aparacie nie była ustawiona)... Innymi słowy - bardzo się cieszę, że się przydało
