Drogi wolności - serial TVP
: 18 wrz 2018, 13:52
Pamiętam, że żywo komentowaliśmy wytwór kostiumowo-kryminalny produkcji TVN, czyli Belle epoque, a teraz, gdy o naszą ulubioną epokę zahaczyła TVP, to dziwna cisza.
Tak więc leci sobie w niedzielne wieczory serial Drogi wolności. Obejrzałem wszystkie trzy wyemitowane dotąd odcinki.
Z pierwszego mało pamiętam, dosyć mnie żenował, drugi chciałem sobie podarować, ale jak żona do mnie przyszła, mówiąc, że w serialu matka dostała coś w rodzaju Sterbebilda z Czerwonego Krzyża (!), to podreptałem przed telepatrzydło. I super. Zobaczyłem byle jakie mundury, znów Lublin udający Kraków i... faceta z mundurze kapitana przedstawiającego się jako porucznik. W odcinku trzecim, którego akcja rozgrywa się w październiku i listopadzie 1918, wszyscy paradują w pięknych sortach hechtgrau... wszędzie pełne patki itp. w magistracie na warcie stoi nawet żołnierz WP żywcem wyjęty z 1919 roku
No dobra, spec od mundurów dawał to, co miał na składzie... tak krawiec kraje... Ale już totalnym nieporozumieniem jest to, że panna Biernacka i jej ciotka podróżują sobie z Krakowa do Wiednia wygodnym pociągiem, i to w kilka godzin, jak dziś. Toć państwo się sypało, wojsko waliło z frontów do hinterlandu czym popadło, sieć kolejowa zapchana, brak węgla. Niech sobie scenarzysta poczyta "Powroty" Kossowskiego, jak mu wyobraźni brakuje. W 2 i 3 odcinku ani śladu kłopotów aprowizacyjnych: wszyscy piękni, zadbani, jedzą i piją do syta, palą wszystkie lampy w domu. No i te kalki ze współczesnych obyczajów: w 3 odcinku wszyscy wszędzie i w każdej sprawie dzwonią. No właśnie, dzwonią, nie telefonują. Mówią zgodnie z normą ogólnopolską "w Wiedniu" zamiast charakterystycznego dla południa "we Wiedniu". Dla mnie lipa. Dobrze się na to patrzy, ale to wszystko.
Byłbym zapomniał! Na koniec dobili mnie tym, że panny Biernacie zaśpiewały "It's a long way to Tipperary" na wieść, że Austria upadła i odrodziła się Polska. No miejcie litość! Zatrzymajcie tę karuzelę śmiechu!
A jakie są Wasze odczucia?

Tak więc leci sobie w niedzielne wieczory serial Drogi wolności. Obejrzałem wszystkie trzy wyemitowane dotąd odcinki.
Z pierwszego mało pamiętam, dosyć mnie żenował, drugi chciałem sobie podarować, ale jak żona do mnie przyszła, mówiąc, że w serialu matka dostała coś w rodzaju Sterbebilda z Czerwonego Krzyża (!), to podreptałem przed telepatrzydło. I super. Zobaczyłem byle jakie mundury, znów Lublin udający Kraków i... faceta z mundurze kapitana przedstawiającego się jako porucznik. W odcinku trzecim, którego akcja rozgrywa się w październiku i listopadzie 1918, wszyscy paradują w pięknych sortach hechtgrau... wszędzie pełne patki itp. w magistracie na warcie stoi nawet żołnierz WP żywcem wyjęty z 1919 roku

Byłbym zapomniał! Na koniec dobili mnie tym, że panny Biernacie zaśpiewały "It's a long way to Tipperary" na wieść, że Austria upadła i odrodziła się Polska. No miejcie litość! Zatrzymajcie tę karuzelę śmiechu!
A jakie są Wasze odczucia?