K. Omyła, Krótki życiorys pewnego żołnierza z wojny europejskiej

Publikacje książkowe
Awatar użytkownika
Ursi
Posty: 866
Rejestracja: 18 maja 2018, 16:57
Kontakt:

K. Omyła, Krótki życiorys pewnego żołnierza z wojny europejskiej

Post autor: Ursi » 22 paź 2019, 18:11

Nakładem WL ukazał się niezwykle wartościowy pamiętnik Karola Omyły.

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4902298/ ... ski-domowe

Wstęp napisał Andrzej Chwalba, co dla wielu czytelników będzie sporym magnesem. Estetyczne wydanie, sporo ilustracji.

Widzę jednak sporo wpadek wojskoznawczych w opracowaniu. Np. na s. 264 różyczki to Röschen, czyli potocznie bączki z czapek, a nie szarotki.
Zugsführer to konkretnie plutonowy. Nie musiał być dowódcą plutonu (s. 141). Meizery (s. 150) to moździerze, a nie Mausery. Regimentsstab to sztab, a nie dowództwo (s. 156) - subtelna różnica. Pod Brześciem były werki, czyli forty, a nie zabudowania (s. 176), podobnie forwerki to nie zabudowania, tylko forty wysunięte. Landwera to żadną miarą nie jest rezerwa (s. 102). Nie ma takiego terminu jak Zugsoffizier ;) (s. 115). Forikować to atakować, a nie tylko poruszać się naprzód (s. 141). Fenrych to nie podchorąży, a chorąży... Ech, nazbierał się tego, a to tylko szybki ogląd.
Sicher jest sicher, powiedział Mannlicher i zrobił szperklapę.

oeffag
Posty: 498
Rejestracja: 31 maja 2018, 21:22
Lokalizacja: Ziemie Zabrane. Chwilowo Wwa

Re: K. Omyła, Krótki życiorys pewnego żołnierza z wojny europejskiej

Post autor: oeffag » 22 paź 2019, 21:28

Zugsführer to konkretnie Zugsführer czyli plutonowy (trzy gwiazdki na kołnierzu) a Korporal to konkretnie kapral (dwie gwiazdki tamże).
A pamiętnik faktycznie może być bardzo ciekawy.

Awatar użytkownika
Trotta
Posty: 1453
Rejestracja: 18 maja 2018, 15:19
Lokalizacja: Lublin/dawniej Kraków

Re: K. Omyła, Krótki życiorys pewnego żołnierza z wojny europejskiej

Post autor: Trotta » 23 paź 2019, 08:02

Miał ktoś w ręku? Można wiedzieć, czy facet był w cwancygierach, czy w jakimś innym pułku? Tak czy owak, zapewne trzeba to mać ;)
Є в Києві злота брама, На тій брамі синьо-жовта фана!

KG
Posty: 758
Rejestracja: 19 maja 2018, 16:16

Re: K. Omyła, Krótki życiorys pewnego żołnierza z wojny europejskiej

Post autor: KG » 23 paź 2019, 08:14

IR.56. Z Soblówki. Czytałem spore fragmenty już kiedyś publikowane (1978). Bardzo ciekawie napisane. A jeszcze chyba lepsze wspomnienia przedwojenne, w tym z wyjazdów za chlebem (Karol Omyła, Zapiski domowe).

Awatar użytkownika
Trotta
Posty: 1453
Rejestracja: 18 maja 2018, 15:19
Lokalizacja: Lublin/dawniej Kraków

Re: K. Omyła, Krótki życiorys pewnego żołnierza z wojny europejskiej

Post autor: Trotta » 23 paź 2019, 15:03

Hehe, z tym cwancygierem mnie tradycyjnie zaćmiło... ;)
Є в Києві злота брама, На тій брамі синьо-жовта фана!

Incubus
Posty: 403
Rejestracja: 05 cze 2018, 13:05

Re: K. Omyła, Krótki życiorys pewnego żołnierza z wojny europejskiej

Post autor: Incubus » 03 gru 2019, 22:03

Chwała tym, którzy wspomnienia odkryli, przechowali, opracowali i wydali. Edytorsko rzecz nienaganna. Rzadko się zdarza, by książkę w twardej oprawie tak komfortowo się rozkładało, by sprężynując, wyłamując palce, nie zamykała się ona samoistnie. Do tego jakże wspaniały (profesjonalny w końcu) gest wydawcy, hojnie szafującego marginesami na stronicach - po prostu miód na oczy i sztuka edytorska par excellence. Tekst opracowany znakomicie, co nie było z pewnością sztuką łatwą, zważywszy na gwarę i poziom językowy autora. Oczywiście, zdarzyły się drobne potknięcia, ale tym bardziej świadczą one o autentycznym zaangażowaniu p. Klemensa Górskiego. Merytorycznie - bardzo dobre teksty, zarówno Wstępu, jak i Noty redakcyjnej. Niewiele tu można dodać.
Rzeczywiście, hiperciekawe są wspomnienia z okresu sprzed wojny. Brakuje tu w sposób zadziwiający jakiejkolwiek wzmianki o edukacji Omyły, a przecież, zważywszy na jego późniejsze kompetencje językowe, nie była to rzecz bez znaczenia. Naturalizm per se. Tacy chłopi bez "Chłopów". Podobnie, choć nieco "lżej", jeśli chodzi o pobyt w armii. Nieco nuży, choć z drugiej strony zadziwia skrupulatność, z jaką autor opisuje kolejne akcje (i kontrakcje) na froncie (wczoraj wróg gonił nas, dzisiaj my gonimy wroga, aż przyszedł leśniczy i pogonił nas z lasu). W zasadzie większość autorów tego typu wspomnień mniej lub więcej, wcześniej czy później ucieka się do jakiejś syntezy, zbiorczo ujmującej podobne sobie doświadczenia. Omyła jest bezkompromisowy. Nieco "podejrzana" wydaje się ta skrupulatność w opisie poszczególnych wydarzeń, z dziennym, ba, godzinnym datowaniem po upływie całej dekady. wydaje się, że autor musiał czynić jakiś notatki. Być może pisał o tym w zaginionej części wspomnień (przeczesujcie strychy). Z całego tekstu najbardziej istotny wydaje mi się wątek przemiany młodego zawadiaki we wzorzec bohatera, człowieka przezornego i, było nie było, mądrego. Autentycznie szokujący i głęboko wzruszający był dla mnie opis doświadczenia z frontu włoskiego. To autentyczny Har-Magedon. I z jednej strony trudno się tu dziwić desperacji i opuszczeniu okopów (dezercja?), z drugiej powstaje jakiś dysonans wizerunkowy postaci bohatera (autora).

szamil
Posty: 126
Rejestracja: 03 sty 2019, 03:47

Re: K. Omyła, Krótki życiorys pewnego żołnierza z wojny europejskiej

Post autor: szamil » 04 gru 2019, 17:34

Jeżeli ktoś ma abonament legimi - to jest dostępna w pakiecie.
Ja już jestem po lekturze. Wspomnienia rzeczywiście robią wrażenie.

KG
Posty: 758
Rejestracja: 19 maja 2018, 16:16

Re: K. Omyła, Krótki życiorys pewnego żołnierza z wojny europejskiej

Post autor: KG » 07 gru 2019, 21:31

Ja też bez zwłoki przeczytałem książkę. Przyznać trzeba, że opublikowane w kwartalniku „Regiony” w 1978 roku fragmenty były więcej niż obszerne.
Wspomnienia są bardzo szczegółowe i niewątpliwie musiały być pisane z użyciem notatek z czasów wojny. Mnóstwo dat, nazw miejscowości, nazwisk, czasem nieco zniekształconych, bo zapisywanych fonetycznie.
Zaciekawiło mnie, co o Karolu Omyle, który był żołnierzem o niezbyt wysokim stopniu wojskowym (podoficerem), zamieszczono w ówczesnej prasie lub oficjalnych biuletynach (Lista strat, Wiadomości o rannych i chorych). Mogło się to w zasadzie zdarzyć z tylko powodu zranień, kontuzji, chorób albo odznaczeń.
Autor wspomnień miał dużo szczęścia.
„Wykas ile razy byłem wogniu i gdzie którego dnia” obejmuje 63 dni walk. Karol Omyła opisuje akcje brawurowe i niebezpieczne, z których zawsze jednak wychodził cało. Zraniony został na przełomie sierpnia i września 1916 roku (25. miesiąc w polu) w rejonie Toustobaby – Panowice („śledziłem tę ruską maszynkę, i kiedy tak obserwuję przez lunetę poza tarczę, i jakoś za daleko naprzód jem się wychylił, i przyszła ruska kulka, i uderzyła o tarczę, na której się rozbiła, i jednym kawałkiem z niej dostałem w gębę. Przecięło mi dolną wargę i dziąsło”). Trafił o szpitala w Debreczynie, a potem do Krems („przychodziło zdechnąć z głodu”).
W listopadzie 1917 roku na froncie włoskim zachorował na tyfus. Był w szpitalu w Trieście a potem na Węgrzech. Trzeci raz w szpitalu znalazł się z powodu niefrontowej przygody...
Nie znalazłem o tym żadnych wzmianek.

Trochę lepiej poszło mi w przypadku odznaczeń.
Wniosek o pierwsze odznaczenie – Medal Waleczności II klasy – został sporządzony 16 września 1914 roku po akcji w Rozwadowie, gdy ochotnicy z IR.56 opanowali rosyjskie posterunki, po czym ujęli pułkownika, dwóch majorów, dwóch kapitanów i „mniejszych oficerów, lejtnantów i oberlejtnantów” pozbawionych wówczas nie tylko broni ale i odzieży, gdyż zajęci byli, jak to określa autor wspomnień, „rajskim weselem”. Do akcji tej nakłonił i podprowadził na miejsce kolejarz, którego córka miała nieszczęście wziąć w tym „weselu” udział. Karol Omyła wskutek jakichś nieporozumień otrzymał zresztą medal dużo później niż pozostali trzej wyróżnieni, bo dopiero 25.12.1914 roku, przy czym, jak zaznacza, „otrzymałem na niego pieniądze zaległe”. A za „mały srebrny” przysługiwał dodatek 15 koron miesięcznie.
Informacja o odznaczeniu Karola Omyły i dziewięciu innych żołnierzyi IR.56 pojawiła się w prasie 15 listopada 1914.

Kolejny Tapferkeitsmedaille – tym razem I klasy („duży srebrny”) otrzymał 9 czerwca 1915 roku za brawurowe zachowanie pod Bieczem 4 maja. Jak pisze: „ my w jednym potoku zostali na przodzie (…) jak huknie granatem między nas, to zaraz 5-ciu ludzi poszło precz i feldfebel 6-ty”. W beznadziejnej sytuacji sam poszedł po wsparcie („zrobiłem krzyż na sobie i w nogi, w tył, gdzie nasz baon został. Co chwila kładłem się na ziemię, kule karabinowe i granaty orały całe pole. Nie było to daleko, ale to był ciężki kawał drogi. (…) Wpadłem między nich [swoich] spieniony, zmachany, bo było na polu ciepło i Mochy mi bobu dali. Nie mogłem słowa dobyć ze siebie”.
Ponieważ kontratak z powodu silnego ostrzału rosyjskiego był niemożliwy, Omyła wrócił pod ogniem do swojego oddziału, żeby wspomóc „maszynką” szturmy ratujących ich kolegów (a było tych prób cztery).
Informacja o medalu znalazła się w prasie codziennej 20 lipca 1915 roku - Karol Omyła wymieniony jest wśród 33 odznaczonych z IR. 56.
  • Tak na marginesie. Ofiary walk z 4 maja pochowane są m.in. na skrajnie zaniedbanym cmentarzu nr 104 na Wilczaku w Strzeszynie w gminie Biecz – wśród 8 zidentyfikowanych żołnierzy – 7 z tarnowskiego 57. pułku piechoty i 1 z wadowickiego 56. pułku piechoty – Adalbert (Wojciech) Pietka, rocznik 1891, z prawem swojszczyzny w Ujsołach.
    https://images91.fotosik.pl/290/c5b32a55682db94cmed.jpg
Wniosek o złoty Medal Waleczności sporządzony został w marcu 1916 roku po kolejnej śmiałej i samodzielnej akcji („Wczas rano przyszedł kapitan i wysłuchał raportu, i obszedł miejsce, skąd Mochy przyszły i gdzie ja stał z karabinem. Mówi, dobrze żeście się spisali, bo uratowaliście cały pułk”).
Na monidle reprodukowanym na okładce książki Karol Omyła jest w mundurze z trzema gwiazdkami feldfebla, a na piersi ma trzy medale o jednakowych wstążkach typowych dla Tapferkeitsmedaille.
Ślub odbył się w listopadzie 1916 roku. Warto dodać, że jako zawodowy sierżant nie uzyskał zgody na małżeństwo i musiał przejść do rezerwy, co wiązało się z drastycznym obniżeniem żołdu ze 150 do 27 koron.

Kolejny Medal Waleczności I klasy otrzymał pod sam koniec wojny za walki 22 lipca 1918 nad Piawą: „…o 12 w nocy puścili Talijany 2 łodzie na wodę i chcieli zabrać moją placówkę (…) Ale my ich spostrzegli, puścili bliżej siebie, a potem zaczęli bić granatami ręcznymi (…) rano na lewo od nas może 500 kroków chwycili Talijany te łodzie, i tam było 14 Talijanów zabitych. Wnet (…) wychylił jeden głowę zza wału i woła do nas, poczekajcie, wy świnie austriackie, my wam damy za naszych bratów (…) Miałem jeszcze koło siebie 7 ludzi, a reszta już zginęła w straszny sposób, to jest, już ich zginęło 11 (…) żem nawet nie zauważył, jak przy nas mina pękła i jednemu urwało obie nogi, a drugiemu brzuch potargało i oba biedacy drgali jeszcze 10 minut. Nikt ich już nie ratował, bo nie było dla nich ratunku, po drugie, już my na to nie mieli sposobności. Już mi teraz zostało jeno 5 ludzi. (…) zbiegliśmy zaraz do wału, gdzie jeszcze nasz post mego chłopa zranił, bo myślał, że to są Talijany, bo nas haltował, ale na długie legitymowanie nie było czasu, tom też temu postowi dał dwa razy w mordę.”
A Omyła musiał wrócić potem na pozycję po zostawione tam w ukryciu karabiny maszynowe.
O tych dwóch odznaczeniach nie znalazłem wzmianki w prasie, przy czym w przypadku drugiej połowy 1918 roku jest to dość oczywiste.

Spróbowałem też coś znaleźć na temat braci Karola Omyły. Urodził się w 1891 roku w wielodzietnej rodzinie w przysiółku Wielki Smereków wsi Soblówka koło Ujsołów w Beskidzie Żywieckim. Miał 2 siostry i 5 braci.
Przynajmniej czterech jego braci trafiło podczas wojny do wojska.
Najstarszy, Tomasz Lipart (nosił inne nazwisko, chociaż byli rodzonymi braćmi, ale to osobna historia), „zhaltował” go 20 czerwca 1916 roku gdzieś nad Strypą i długa chwila minęła zanim się poznali. Niedługo później, 9 lipca „zrobił Moskal atak na nasze lewe skrzydło i 3 baon, przy którym był brat, był za pułkiem w rezerwie i poszedł tam na pomoc, i tam brat dostał 2 dum-dum w nogę, i leżał noc i dzień w życie, i dostał zakażenia krwi (…) tam mu zaraz nogę odebrali.”
To zapewne jego dotyczy zapis w VL. 546 z 31.03.1917 roku - Tomasz Lipart z 9. kompanii IR. 56, urodzony 1878, przynależność – Ujsoły, ranny.
Prawie w tym samym czasie ranny został drugi ze starszych braci, również służący w IR. 56 – 11 lipca 1916 został trafiony szrapnelem, na tyle niegroźnie, że przed odjazdem z frontu przyszedł się pożegnać z bratem.
Nie udało mi się o nim znaleźć żadnej wzmianki, podobnie jak w przypadku Jana - najmłodszego brata, który kilkanaście dni później - 28 lipca 1916 roku pod Monasterzyskami trafił na front do 56. pułku. Karol starał się, by brat znalazł się w plutonie, którym dowodził, ale nie przy obsłudze karabinu maszynowego, lecz przy koniach. W trzecim dniu frontowej służby Jan Omyła trafił do niewoli – „co dotychczas artyleria nie wybiła, to zabrali, również i mego brata, o czym ja się za parę dni dowiedział.” Z Rosji wrócił, był potem kolejarzem.
O pozostałych braciach brak we wspomnieniach konkretnych wzmianek. Wiadomo, że drugi z młodszych braci również był w wojsku.
Z noty redakcyjnej sporządzonej przez Karola Górskiego wynika, że Michał Omyła poległ na wojnie w 1920 roku, Józef Omyła był drwalem i zginął przy pracy w 1933 roku, a Franciszek Omyła był rolnikiem w Soblówce.

Przy okazji znalazłem informacje o innych Omyłach z prawem swojszczyzny w Ujsołach.
Jan Omyła z LIR. 10, rocznik 1887, jeniec w Omsku, o czym powiadomiono w Liście strat z marca 1916,
Jan Omyła z IR. 56, rocznik 1882, ranny w 1915 roku.
Jan Omyła z IR. 56, rocznik 1892, ranny,
Michał Omyła z IR. 1, rocznik 1883, w szpitalu w Kromieryżu (1914)
Piotr Omyła z LIR. 16, rocznik 1884, ranny
Wojciech Omyła z IR. 92, rocznik 1883, zginął w listopadzie 1914
Józef Omyła z LIR. 16, rocznik 1887, zginął we wrześniu 1915
Andrzej Omyła z Ldst.IR. 32, rocznik 1873, ranny
Ignacy Omyła, z IR. 56, rocznik 1882, ranny
Maciej Omyła, IR. 56, rocznik 1882, ranny
To tylko jedna niezbyt ludna gmina i jedno nazwisko.

Awatar użytkownika
Trotta
Posty: 1453
Rejestracja: 18 maja 2018, 15:19
Lokalizacja: Lublin/dawniej Kraków

Re: K. Omyła, Krótki życiorys pewnego żołnierza z wojny europejskiej

Post autor: Trotta » 09 gru 2019, 08:29

Zerknąłem i ja, bardzo ciekawe. Niesamowite jest czytanie o pewnych epizodach, które znało się dotąd np. z dzienników bojowych jednostek itd. - z perspektywy uczestnika wygląda to całkiem inaczej. Chociaż zakładam, że wiele jest nieścisłości - i jak na razie mam wrażenie, że Omyła jest bardzo wiarygodny w tym, co opisuje na podstawie własnych, bezpośrednich obserwacji, a jednocześnie tam, gdzie relacjonuje wydarzenia, których nie był świadkiem - powtarza jakieś bujdy nieprzeciętne. Jak np. o natarciu "batalionu Bajerów" gdzieś w rejonie Pustek, który to batalion miał na Rosjan ruszyć w samych koszulach, bez broni itd.

Ciężko też czasem zidentyfikować miejsca, o których Omyła pisze. Niestety, edycja jest czujna przy sprawach oczywistych, jak trzeba wytłumaczyć, że Jedlnia to nie Jelnia. Tam, gdzie jest problem, edycja też milczy - ale dobra, więcej zabawy dla czytelnika. Epizod, kiedy to Omyła uczestniczy w zajściu od tyłu rosyjskiego batalionu w pierwszych dniach 1915 r. - umiejscowiony przez niego gdzieś na "górze Beskid" - miał wg mojej najlepszej wiedzy miejsce gdzieś powyżej Odernego, z tym że chyba nie był to pełny batalion. Jest tam więcej zagadek topograficznych - np. chwilę później Omyła jest w odwodzie w miejscowości, którą określa bodaj "Kajcuga" (nie mam teraz książki pod ręką, jak niedokładnie powtarzam, poprawcie proszę). No ki diabeł? Kunkowa? Hańczowa? Jakaś nazwa, nie funkcjonująca na mapach?

Przeszkolenie z czasów pokoju, kursy dla cekaemistów tłumaczą zapewne i umiejętność przedstawienia sytuacji taktycznej - jak na prostego chłopaka z gór, imponującą - i chęć do wykonywania szkiców, które są proste, poglądowe, ale też ciekawie uzupełniają tekst.

Z epizodów, jakie rzuciły mi się w oczy - warto byłoby sprawdzić opowieść o rosyjskich oficerach, wyrwanych z imprezy w Rozwadowie, w czym Omyła osobiście brał udział. Brzmi to aż za pięknie, a zachowanie carskich wydaje się arcystereotypowe. Mam pewne podejrzenia w rodzaju Radia Erwewań: nie stacja kolejowa, a budka dróżnika, nie pułkownik, a praporszczik...

Jest zaiste dość fascynujące, że Omyła przetrwał całą wojnę. Statystyka raczej była przeciwko niemu, w zasadzie to już w 1914 r. miał najmarniej 200 % szansy na wyeliminowanie z walki. Autor wstępu próbuje - moim zdaniem nieprzekonująco - tłumaczyć to m. in. "bezpieczniejszą" służbą przy karabinach maszynowych. Cóż, nijak się ma to do treści wspomnień. Oddział karabinów maszynowych był przecież bardzo atrakcyjnym celem, zresztą w opisach pierwszych walk wciąż się przewija informacja typu "z dwunastu nas czterech zostało" (nie po miesiącu, a po kilku godzinach), poza tym Omyle zdarzało się łazić na patrole... Coś mi się widzi, że dla prof. Chwalby taktyka karabinów maszynowych w Wielkiej Wojnie jest tematem na tyle ryzykownym, by rekomendować mu omijanie jej łukiem szerokim :D
Є в Києві злота брама, На тій брамі синьо-жовта фана!

Awatar użytkownika
krakał
Posty: 263
Rejestracja: 18 maja 2018, 15:35

Re: K. Omyła, Krótki życiorys pewnego żołnierza z wojny europejskiej

Post autor: krakał » 09 gru 2019, 09:13

Mnie fascynuje w ogóle to, że rodzina biedna, ojciec alkoholik, a tymczasem syn piśmienny i w wojsku trafił do karabinów maszynowych, a drugi syn został kolejarzem. Zarówno w broni maszynowej, jak i na kolei trzeba się było legitymować nie tylko umiejętnością czytania i pisania, ale też wiedzą i kulturą techniczną, której bym się u Omyłów - na podstawie tego, co Karol Omyła pisze o swojej rodzinie - nie spodziewał.

ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 13 gości