Tokarnia

I wojna światowa (1914–1918)
KG
Posty: 758
Rejestracja: 19 maja 2018, 16:16

Tokarnia

Post autor: KG » 25 lis 2020, 17:02

8 lipca 1917 roku w części urzędowej „Wiener Zeitung” ukazał się jeden z licznych w czasie Wielkiej Wojny komunikatów o podniesieniu do stan szlacheckiego dowódcy wojskowego. Pułkownik, a z czasem generał major, Johann Franz Alois Hubinger (4.10.1862 - 9.11.1939) otrzymał tytuł „Edler” i predykat „von Tokarnia”, dołączając do całkiem licznego grona oficerów ze szlachectwem uzyskanym w związku z bojami na froncie północnym.
https://www.austro-wegry.eu/viewtopic.php?f=46&t=85
Nie był to jednak akt cesarza Karola, ale ogłoszenie po 10 miesiącach decyzji z 10 września 1916 roku, podjętej jeszcze przez jego poprzednika, cesarza Franciszka Józefa I.
https://www.archivinformationssystem.at ... 0&SQNZNR=1
(Herb przygotowany dla Johanna Hubingera, w dopisku zwraca się uwagę na podobieństwo orła do herbu Księstwa Cieszyńskiego)

Johann Hubinger pod Tokarnią był dowódcą k.u.k. Infanterieregiment Nr. 7 Graf von Khevenhüller z Grazu. Dziś nazwisko Hubinger-Tokarnia bardziej znane jest w Ameryce Południowej niż w Środkowej Europie, a i o krwawych walkach na Tokarni w Beskidzie Niskim mało kto pamięta.
Josef Hubinger wywodził się z salzburskiego 59. pułku piechoty. Na wojnę ruszył w stopniu podpułkownika jako dowódca III batalionu w 7. pułku piechoty. Komendantem pułku był wówczas płk Otto Vinzenz Koschatzky (później otrzymał tytuł szlachecki z predykatem „von Girawa-Darewo” od wsi Girowa i Darewo pod Baranowiczami), który w walkach pod wsią Błozew Górna (rejon Starego Sambora) 20 października 1914 został postrzelony w gardło, a dowodzenie pułkiem trafiło wówczas w ręce Hubingera, awansowanego wkrótce na stopień pułkownika.
Nazwy Tokarnia ani nazwiska Hubinger nie znajdziemy w opisach jesiennych walk w pomnikowym Österreich-Ungarns letzter Krieg 1914 - 1918, bo też z punktu widzenia nie tylko historii Wielkiej Wojny na galicyjskim froncie, ale i walk listopadowych był to zaledwie epizod skwitowany kilkoma zdaniami o działaniach w rejonie Czeremchy i o Przełęcz Dukielską.
Literatura dotycząca zmagań na Tokarni jest jednak zaskakująco bogata.
Oprócz krótkich wzmianek prasowych mamy dwie historie pułkowe, poświęcające tym walkom całkiem sporo miejsca:
Hubert Fankhauser, Regimentsgeschichte des k.u.k. Infanterieregimentes Graf von Khevenhüller Nr. 7, 1914-1918, 2007,
i
Hermann Strohschneider, Das Schützenregiment Graz Nr. 3 und der steirische Landsturm im Weltkrieg 1914-1918, tom I, ok. 1931.

O tym, że dla 7. pułku piechoty walki na Tokarni były jednym z najważniejszych zdarzeń wojennych świadczy też karta pocztowa zamieszczona w publikacji Herberta Fankhausera
https://images89.fotosik.pl/446/eb7c9aaed08f23efmed.jpg

Jest jeszcze relacja Ein Nachtgefecht in den Waldkarpathen, ein Erlebnis aus den Kämpfen des IV. Bataillons des k.u.k. kärtnerischen Infanterieregiment Graf von Khevenhiller (sic!) Nr. 7, 22. November 1914 ze zbioru Im Felde unbesigt. Erlebnisse im Weltkrieg (München,1923), w opracowaniu gen. Hugo Kerchnawe , którą napisał płk Gustav Bartels-Bartberg, na Tokarni kapitan i dowódca kompanii a potem wymienionego w tytule batalionu, oraz wspomnienia chwilami przechodzące w poetyckie impresje („śmierci ołowiane sznury pereł przewinęły się między pniami i pierwszego, niczym drzewo, ścięły majora, który stał z papierosem w ustach, beztroski i niechroniony”) chwackiego oficera dr. inż. Norberta Assama Um die Tokarniahöhe. Aus den Karpathenkämpfen des Weltkrieges, uczestnika tych walk, wówczas w stopniu kapitana w IR.7, opublikowane w 1935 roku w zeszycie 12 „Allgemeine schweizerische Militärzeitung”
Są też wreszcie kapitalne w swym brutalnym realizmie pamiętniki wówczas 21 letniego prostego żołnierza, ale niezwykłego człowieka, które, miejmy nadzieję, ktoś przetłumaczy na język polski:
Franz Arneitz, Meine Erlebnisse in dem furchtbaren Weltkriege 1914-1918 (Wien 2016).

Walki o Tokarnię to czas po wymuszonym, szybkim odwrocie wojsk austro-węgierskich z linii Sanu i rejonu Chyrowa w Karpaty. Wojska 8. armii rosyjskiej generała Aleksieja Brusiłowa starały się wyprzeć przeciwnika przynajmniej na główny grzbiet Karpat, by uniemożliwić lub maksymalnie utrudnić ewentualny przyszły atak od południa na prącą na zachód 3. armię gen. Radko Dmitriewa. Szybkie zajęcie dobrych pozycji w Karpatach przez 8. armię rosyjską umożliwiłoby też uwolnienie części jej sił i wsparcie walk na zachodzie, do których doszło pod Limanową i wokół Krakowa.
Gdy zaczęły się intensywne działania na Tokarni, wojska rosyjskie przeszły już grzbiet Karpat w Bieszczadach, generał Ławr Korniłow śmiałym, a może nawet zbyt śmiałym atakiem zdobył Humenne, w rękach rosyjskich była Przełęcz Łupkowska, oddziały parły też w dolinę górnego Laborca. W ten sposób rejon Tokarni stał się wyraźnym wybrzuszeniem linii frontu, za którym była Przełęcz Dukielska (500 m npm), najniższa w głównym grzbiecie Karpat. Drogę do niej umożliwiało zajęcie Tokarni, przejście przez Zyndranową i niezbyt wybitne wzgórza Kiczery Gablackiej i Kiczery Telepkowej. Jednocześnie opanowana byłaby też Przełęcz Beskid nad Czeremchą (581 m npm).
https://images89.fotosik.pl/446/137a5921f7defb8fmed.jpg
(lata międzywojenne, charakterystyczny krzyż na przełęczy, https://muzeumsg.strazgraniczna.pl/muz/ ... upowe.html )
W ten sposób osiągnięto by również od tej strony dolinę Laborca.

Ciężar walk na Tokarni spoczywał przede wszystkim na dwóch pułkach piechoty z III korpusu – dowodzonym przez płk. Johanna Hubingera karynckim k.u.k IR. 7 „Graf von Khenvenhüller” (armia wspólna) oraz styryjskim k.k. LIR. 3 (austriacka obrona krajowa, Landwehr), którym komenderował ppłk Oskar von Jaeger, przed wojną w dowództwie lwowskiej Landwehry.

LIR. 3, należący do 43. brygady piechoty Landwehry (43.LIBrig.) w 22. dywizji piechoty Landwehry (LID. 22) na początku listopada ruszył z Kruhela Wielkiego przez Wapowce, Dubiecko, Dynów, Izdebki i Przysietnicę do Rymanowa. Tam w nocy na 10 listopada dywizja otrzymała rozkaz obrony 21 kilometrowego odcinka Wola Sękowa – Iwonicz, przy czym III batalionowi LIR.3 przypadł odcinek od drogi Rymanów-Daliowa do obniżenia Klimkówki, a I batalion był w rezerwie.
Stan pułku wynosił wówczas 1260 ludzi w dwóch tylko batalionach, gdyż przejściowo zlikwidowano batalion II, którego żołnierze zostali wcieleni do batalionu I (dowódca kpt. Richard Unger) i batalionu III (dowódca kpt. Josef Byłeń). Do walk w zasadzie nie doszło, a wobec ogólnie złej sytuacji późnym wieczorem 11 listopada rozpoczęto odwrót drogą na Królik Wołoski i przez Przymiarki.
Kolejnym fragmentem frontu powierzonym pułkowi z Grazu był odcinek od doliny Bielczy po wzgórze 649 miedzy Tokarnią a Czerwonym Horbem (na ówczesnych mapach 652 – w dalszej części tekstu podaję wysokości i toponimy według mapy Beskid Niski wydawnictwa Compass z roku 2020), około 1 km na północny zachód od Tokarni, z przygotowaniem głównej pozycji obronnej od doliny Bielczy po Tokarnię. Prace przy umocnieniach osłaniał III batalion na linii od potoku Lidoszowa po leśniczówkę w obniżeniu potoku Radów, wysyłając patrole w rejon Królika Wołoskiego i na Osiecznik, z dalekim rozpoznaniem po Rymanów. W tym czasie pozostający w rezerwie I batalion zajęty był budową punktu oporu IV znajdującego się na Kamiennej Horze, a trzy oddziały robocze podległe brygadzie budowały punkty III (na Kamarce) i V (wzg. 649). Na Tokarni w tym czasie znajdowały się dwie baterie armat i jedna bateria haubic, które jednak 16 listopada zostały odesłane do Czeremchy, po czym 17 listopada nakazano ich powrót i pośpieszną rozbudowę stanowiska, które przewidziane było też jako punkt dowodzenia pułku. Baterie te dowodzone przez majora Simonicia miały zapas amunicji tylko na 126 strzałów.
Zgromadzone w rejonie Królika Polskiego siły przeciwnika były już znaczne i spodziewano się ich ataku następnego dnia.
Około 9.30 rano dostrzeżono z Tokarni w rejonie na południe do Polan Surowicznych dwa rosyjskie pułki zmierzające na południe, wkrótce chwilowo powstrzymane bocznym ostrzałem przez artylerię Simonicia, której niebawem zabrakło amunicji, a przeciwnik bez przeszkód zajął Wolę Niżną. Wysunięty oddział kpt. Richarda Ungera musiał ustąpić. Rozkazano też wycofanie całości artylerii (3. i 4. bateria z FKR.8) do Czeremchy i zwrot do macierzystych jednostek niewielkiego wsparcia przysłanego 15 listopada z LIR.26 i LIR.4).
20 listopada trwały nieprzerwanie utarczki z penetrującymi teren rosyjskimi patrolami.
https://images91.fotosik.pl/445/aa3e0c1c1ac3c9c9med.jpg
(Hermann Strohschneider, Das Schützenregiment Graz Nr. 3 und der steirische Landsturm im Weltkrieg 1914-1918, tom I, ok. 1931)

Drugi z głównych pułków walczących na Tokarni, czyli karyncki IR.7 wówczas w składzie 12. brygady piechoty (12. IBrig.) w 6. dywizji piechoty (ID.6), w pierwszych dniach listopada wycofany został z rejonu Nowego Miasta przez Boniowice – Hubice – Hujsko – Nowosiółki Dydyńskie – Łodzinkę – Birczę – Borownicę – Ulucz – Jabłonicę Ruską (most wojenny na Sanie) – Dydnię – Niebocko (przemarsz przed Ministrem Wojny FZM. Alexandrem von Krobatinem) – Humniska – Rogi, osiągając 9 listopada Duklę i Głojsce, gdzie w trakcie krótkiego wypoczynku zakończono drugą fazę szczepienia żołnierzy przeciwko cholerze.

Przemarsz 9 listopada Franz Arneitz opisuje pod datą o dzień późniejszą.
https://images90.fotosik.pl/447/1cd8608c23354b61med.jpg
(Źródło: Franz Arneitz, Meine Erlebnisse in dem furchtbaren Weltkriege 1914-1918 (Wien 2016)

10 listopada przechodzimy przez karpackie miasteczko Duklę i maszerujemy w kierunku Żmigrodu. Już dwa dni idziemy bez czegokolwiek ciepłego do jedzenia. Ledwo się wleczemy naprzód. Kapitan daje rozkaz oficerowi, chorążemu nazywającemu się Haller, by każdego, który zostaje w tyle, rozstrzelać.
Jesteśmy już w pułku poprzydzielani i ja mianowicie do dwunastej kompanii polowej, którą komenderuje kapitan Zworobsky.

[Julian Zborowski, postać ciekawa i mocno skomplikowana - https://www.austro-wegry.eu/viewtopic.php?f=49&t=1784].
Rozkaz, by rozstrzeliwać wyczerpanych ludzi, jest w stanie wydać tylko ten kapitan. Obok mnie maszerował mój dobry kolega o nazwisku Springer. Był ochotnikiem i miał dopiero 18 lat. Powiedział mi: „Ja już dalej nie mogę”, było mu wszystko jedno, nawet gdyby miał być zastrzelony. Usiadł, całkowicie umęczony, na poboczu drogi. Gdy chorąży go widzi, wyjmuje rewolwer i żąda, by żołnierz szedł dalej. Lecz on pozostaje nieruchomy. Chorąży strzela ostrzegawczo w powietrze, ale śmiertelnie zmęczony Springer siedzi dalej. Wówczas pada drugi strzał, w pierś. Biedak upadł do rowu, a chorąży wsunął swój rewolwer do kabury. Cichy pomruk przeszedł przez nasze szeregi, ale nikt nie ważył się powiedzieć choćby słowa. Strasznie było mi ciężko, bo byłem naocznym świadkiem tego czynu, a do tego to był mój dobry kolega, który ochotniczo ofiarował się ojczyźnie. Musiało jego młode, kwitnące życie paść ofiarą austriackiej kuli. Maszerowaliśmy niecałe dwadzieścia minut, gdy trzeba było się zatrzymać i wystawić straże. Gdy chorąży złożył meldunek kapitanowi Zworobskiemu, że zastrzelił szeregowego Springera, widać było po minie kapitana, że nie było to po jego myśli.
  • Wiele wskazuje, że tym nieszczęsnym żołnierzem był szeregowy 11. kompanii IR.7 Franz Springer, który na „Liście strat” z 19 grudnia 1914 roku wymieniony jest jako zabity 13 listopada 1914 roku. Kompanie 11. i 12. były w tym czasie połączone. Różnica w dacie nie jest czymś nadzwyczajnym.
11 listopada oddziały skierowano w rejon Przełęczy Dukielskiej. Komendy 6.dywizji i 11. brygady znalazły się w Barwinku, natomiast 12. brygady piechoty w Ladomirowej (Ladomirová, Ladomérvágása), a dowództwo podległego jej 7. pułku - obok cerkwi w Wyżnym Komarniku (Vyšný Komárnik, Felsőkomárnok), natomiast oddziały bośniacko-herzegowińskiego 2. pułku piechoty (bhIR.2) z 12. brygady nawiązały w rejonie Czeremchy kontakt z sąsiednim styryjskim 3. pułkiem piechoty z 22. dywizji piechoty. Po trzech dniach również dowództwo dywizji przeniosło się na węgierską stronę – do Wyżniego Komarnika.
W tym czasie w kierunku przeciwnika wysyłano liczne patrole, które wdawały się w utarczki z postępującymi oddziałami rosyjskimi. 13 listopada oddział zwiadowczy dowodzony przez kpt. Juliana Zborowskiego w potyczce z nadciągającymi oddziałami rosyjskimi na południe od Miejsca Piastowego stracił 3 ludzi, a 10 zostało rannych. Cztery dni później, pod Rogami, gdzie jest teraz całkiem spory cmentarz wojenny, poniósł znaczne straty inny oddział zwiadowczy – zginął kpt. Leo Rosner i 10 żołnierzy, podczas gdy 2 oficerów i 27 żołnierzy odniosło rany, a 26 zaginęło. Reszta oddziału powróciła 20 listopada.
W tym okresie 7. pułk otrzymał sporą partię zimowego wyposażenia, m.in. 400 płaszczy, 350 podpinek, 2500 bawełnianych i 1500 lnianych kalesonów, 2000 bawełnianych onuc, 1300 par rękawic, 100 par ochraniaczy, 200 par skarpet, 50 par ocieplaczy stóp. Nadal jednak 1/3 stanu nie miała zimowych podkoszulków, przy czym wkrótce pewna ich liczba dotarła w transporcie darów z wyposażeniem zimowym (częste wówczas akcje społeczne).
Było zimno, spadło też sporo śniegu. Spośród 58 chorych większość miała odmrożone nogi. Zaopatrzenie w żywność oceniano jako niezłe, podobnie jak w środki opatrunkowe i inne tego typu materiały, przy czym brakowało pewnej liczby noszy. Pułk 18 listopada liczył 2.439 ludzi i 304 konie, przy czym tzw. karabinów (czyli żołnierzy w nie uzbrojonych) było 2007 i do tego 6 karabinów maszynowych. Stan amunicji wynosił 150-200 nabojów na karabin, brakowało natomiast oleju i gliceryny do smarowania broni.
19 listopada przybyła jeszcze kompania marszowa licząca 205 żołnierzy nie obytych z warunkami bojowymi.
Głównym zadaniem było pospieszne przygotowanie linii obronnych. Odcinek fortyfikowany przez 6. dywizję liczył około 15 km i dzielił się na dwa pododcinki. Pierwszym - od punktu styku z 10. dywizją piechoty z IX korpusu na wzgórzu Jasieniów (na północ od Olchowca) przez wzgórza na południe od Ropianki i Smerecznego, po rejon na wschód od Smerecznego - dowodził ppłk Hugo Schotsch, a pod jego komendą były dwa bataliony strzelców polowych – kraiński FJB.8 i karyncki FJB.9.
Gen. Karl von Stöhr, komenderując kraińskim 17. pułkiem piechoty (IR.17) i pułkiem bośniackim, budował odcinek drugi, przebiegający przez szosę dukielską na południe od Tylawy i przez Dział Tylawski, gdzie skręcał bardziej na południe w kierunku Tokarni do wzgórza 649, na którym pozycje pułku bośniackiego stykały się z pozycjami styryjskiego LIR. 3.
Od 13 listopada żołnierze 7. pułku wraz z saperami pracowali przy tworzeniu umocnień na południowy wschód od Barwinka, na wschód od szosy dukielskiej. Kierował nimi mjr Alfred Hlawaczek z 3. batalionu saperów (SB.3).

Tak prace te zapamiętał szeregowy Franz Arneitz:
Zimno jest tu nie do opisania. Codziennie pada śnieg i wyglądamy jak wielkie sople lodu, od podeszw po głowy pokryci lodem, musimy tu niesamowicie pracować. Przydzielono do nas nadzorcę, oficera pionierów, który postępował z nami bardzo brutalnie. Jak tylko kogoś przyłapał na miganiu się od pracy, ten odczuwał, co to batog. Każdego dnia pracujemy jak krety, przełęcz jest trochę umocniona. Mocno cierpimy tu także głód. We wsi by można za pieniądze niejedno dostać, ale od roboty nikt nie może odejść – a co mogą sobie przynieść podoficerowie, którzy się tylko pracy przyglądają, chyba powinno być także nam dozwolone.
Dzisiaj, 19 listopada, śnieg pada szczególnie mocno. Jesteśmy całkiem przemoczeni, więc namówiliśmy dwóch moich kolegów, żeby poszli do Barwinka i cokolwiek przynieśli. Na wielkie nieszczęście zauważył to oficer pionierów i czekał sobie na tych dwóch. W pół godziny byli z powrotem. Jak lew rzucił się na biedaków ze swoim harapem, zabrał im wszystko i potem przywiązał ich na dwie godziny do najbliższego drzewa. Całe sople zwisały im z nosów i poczernieli już po godzinnym wiszeniu. Bezlitośni są oficerowie w tej śnieżycy i zimnie, gdy i bez tego tak wiele cierpieć się musi, a trzeba jeszcze znosić tortury kary słupka. Obydwaj zwalili się z nóg, gdy ich oswobodzono i musieliśmy ich potem nacierać, żeby odzyskali przytomność. Ale nie dość tego, oficer zameldował to jeszcze kapitanowi
[Zborowskiemu] i wieczorem na rozkaz kapitana zostali jeszcze raz przywiązani ekstra na dwie godziny. Nie chciałbym tego przeżyć; z powodu takiej drobnostki tak wiele cierpienia. Wolałbym wybrać śmierć.
https://images89.fotosik.pl/446/186ea81b82f6574amed.jpg
(Źródło: https://www.flickr.com/photos/drakegoodman/albums )

W nocy na 20 listopada spadło dużo śniegu. Fakt ten odnotowano nawet w ÖUlK pod datą 19 listopada –„przez Karpaty przetoczyła się gwałtowna śnieżyca”. Bardzo obniżyła się też temperatura. Większość żołnierzy 7. pułku nadal pracowała przy umocnieniach. II batalion został wysłany w kierunku Hyrowej na wzgórza Dania i Hyrowa do osłony ewentualnego przesunięcia 6. ID. Zatrzymano go jednak już w Barwinku. Wczesnym popołudniem nadszedł rozkaz, by znajdujące się w rezerwie korpusu bataliony I i IV ruszyły z Ladomirowej i Komarnika do Zyndranowej, leżącej u podnóża Tokarni.
  • Warto może w tym miejscu wspomnieć, że cytowany przez Jerzego Pałosza w książce, która powinna być lekturą podstawową wszystkich interesujących się tymi czasami, Ten wspaniały strajk ludzkości… Z dziejów żołnierzy frontu wschodniego Wielkiej Wojny opis brutalności oficerów austro-węgierskich wobec ludności cywilnej w Zyndranowej dotyczy zdarzeń w miejscowości położonej o dwie godziny od Nowego Miasta (4 listopada 1914), którą Franz Arneitz pomyłkowo nazwał w swoim dzienniku „Cindra Nuowa”.
Bataliony szły w śnieżycy i błocie, osiągając południowy skraj wsi dopiero około godziny 23. Tam napotkany patrol przekazał rozkaz, by oddziały ruszyły, pozostawiając kuchnie we wsi, przez góry, za cel mając Czeremchę i Lipowiec, czyli pod rozkazy generała brygady Josefa Nemeczka z 43. brygady Landwehry w 22. dywizji. Przemarsz rozpoczęto następnego dnia o 5. rano i po trzech godzinach został osiągnięty Lipowiec. Stamtąd IV batalion został wysłany przez generała Nemeczka na wzgórze 649 na północny wschód od Tokarni, w więc na pozycję określaną jako punkt oporu V, zajmowaną przez LIR.3 na styku z macierzystą dywizją Karyntczyków, a konkretnie z pułkiem bośniackim, na punkcie oporu na Czerwonym Horbie.
Batalion I o 9. rano był w Czeremsze, gdzie został podporządkowany dowództwu LIR. 4 (płk Friedrich Eckhard von Eckhardtsburg). Pozbawione wojska dowództwo 7. pułku otrzymało rozkaz powrotu do swojej brygady i po południu płk Hubinger z pozostałymi oficerami sztabu był już w Wyżnim Komarniku.
W tym czasie III batalion trafił do Zyndranowej, natomiast II batalion już wcześniej znalazł się w Olchowcu w grupie, którą dowodził ppłk Hugo Schotsch.
W niedzielę 22 listopada zapadła decyzja, że pułk karyncki zostanie skoncentrowany w rejonie Tokarni na lewym skrzydle 22. dywizji. Przejście II batalionu z Olchowca rozpoczęło się o 5.30 i oddział ten, po pokonaniu bez odpoczynku 22 km bezdrożami, dotarł do Wyżniego Komarnika o 18.30.

W tym czasie rozpoczęły się już walki IV batalionu na Tokarni. W skład batalionu, którym dowodził mjr Heinrich Schönhaber von Wengerot, wchodziły wówczas dwie kombinowane kompanie – 14. kompanią dowodził kpt. Gustav Bartels von Bartberg, natomiast kompanią 15. – kpt. Maximilian baron von Moltke.
Niedawno, bo 8 listopada, major Schönhaber przyprowadził na front batalion marszowy i przejął komendę IV batalionu od Gustava Bartelsa, który dowodził jednostką od 18 października, gdy w rejonie wsi Błozew Górna koło Chyrowa zginął poprzedni dowódca, mjr Ignaz Prünster.
Większość żołnierzy była na froncie dwa tygodnie, a część zaledwie jeden dzień i nie miała doświadczenia bojowego. Zajmowany przez dwie kompanie LIR.3 punkt oporu V nie był jeszcze gotowy. Dowodzenie całością przejął mjr Schönhaber. Kolejnym punktem oporu - nr IV - było wzgórze 668 (Kamienna Hora), gdzie stanowisko zajmowała półkompania pułku z Grazu.
Dzień był słoneczny i mroźny (ok. -8°C), powietrze przejrzyste, śnieg głęboki. Około godziny 14. nadszedł z dowództwa 43. LIBrig. rozkaz udzielenia pomocy (poprzez uderzenie ze skrzydła) załodze wzgórza 668 atakowanej przez rosyjski batalion.
Oddział Bartelsa już podczas zbierania się w pobliżu wierzchołka 649 dostał się pod ogień rosyjskiej artylerii, nie odnosząc jednak strat.
Dwa plutony pod komendą kpt. Moltke pozostały w rezerwie, natomiast 4 plutony (po dwa z każdej z kompanii) pod dowództwem kpt. Bartelsa ruszyły z miejsca znajdującego się mniej więcej w połowie odcinka pomiędzy wzgórzami 649 i 616, kierując się w stromą dolinę Ostrzeża. Za orientację w terenie, a wcale nie jest on łatwy, odpowiadał ppor. rez. dr inż. Norbert Assam, z czego zresztą znakomicie się wywiązał.
Z tyłu, w pewnym oddaleniu, posuwał się major Schönhaber ze swoim sztabem. Przejście, z koniecznością utrzymania dystansu, było skrajnie trudne. Głębokość stromej doliny przekracza 100 m, przeszkodą były powalone drzewa i liczne boczne wąwozy. Szybko zapadł też zmrok. Po przejściu potoku uformowano tyralierę, teren stał się też znacznie łatwiejszy. Słychać było zgiełk bitewny, a zwłaszcza szczekanie karabinu maszynowego na Kamiennej Horze. Kpt. Bartels zaproponował zmianę kierunku, by do stanowiska tego karabinu dojść z boku i od tyłu. Zaaprobował to major Schönhaber i była to ich ostatnia wymiana zdań.
Żołnierze nałożyli bagnety i zaczęli możliwie cicho podchodzić do zasłoniętego przeciwnika. Wkrótce jednak zostali dostrzeżeni i ostrzelani z karabinów i karabinu maszynowego ogniem z bliskiej odległości.
Po chwili adiutant z dowództwa batalionu por. Erhard Gawalowski powiadomił Gustava Bartelsa o postrzeleniu majora Schönhabera, który został trafiony w płuca dwiema kulami karabinu maszynowego, gdy stał w ciemności bez osłony i obserwował walkę, paląc papierosa.
W tej sytuacji dowodzenie przejął kpt. Bartels. Sytuacja była dramatyczna, gdyż żołnierze, dla których sporej części było to pierwsze starcie z wrogiem, a przyszło im walczyć w nocy, w śniegu i w lesie, zaczęli się wycofywać.
Dowódca zamierzał rzucić na prawe skrzydło rezerwę batalionu, przy czym rozkaz musiał być przekazany przez ordynansa, gdyż wszyscy kompanijni trębacze byli ranni. Po kilku długich minutach - w ostatniej chwili – pomoc nadeszła. Była to zresztą samodzielna decyzja kpt. von Moltke, bo ordynans do niego nie dotarł.
Atak na bagnety był skuteczny. Rosyjscy żołnierze, znajdujący się już tylko 50 kroków od pozycji Styryjczyków, zostali zabici lub wzięci do niewoli, a części udało się uciec. Zdobyto stanowiska dwóch karabinów maszynowych. Dowódca jednego z nich, który sam przejął obsługę i nie poddał się, został zakłuty bagnetem. Do niewoli wzięto 54 żołnierzy i porucznika, którego osobiście pojmał ppor. dr Richard Weitzenböck, wybitny alpinista, który kilka tygodni później zmarł z ran gdzieś między Rysowanym Kamieniem a Jabłonicą, a gdzie ranni zostali też dwaj inni wspomniani wcześniej oficerowie pochodzący z Grazu – Norbert Assam i Erhard Gawalowski.
https://www.austro-wegry.eu/viewtopic.php?f=49&t=1435
Dwa zdobyte karabiny maszynowe były pierwszymi w tej wojnie.
Norbert Assam wspomina, że gdy tylko ustały walki, żołnierze przystąpili do handlu wymiennego (chleb za papierosy), w czym nie przeszkadzały ograniczone możliwości porozumiewania się, i dopiero po chwili przeszli na stanowisko, gdzie byli ich koledzy z Grazu.
Ujęty następnego dnia jeniec zeznał, że w walkach uczestniczyły trzy bataliony po 500 ludzi, przy czym dwie kompanie zostały rozgromione – miało z nich zostać zaledwie po 20-30 ludzi. Oceniono, że straty rosyjskie wyniosły około 200 zabitych i rannych, a pułk (miał to być krymski 73. pułk piechoty z Winnicy) wycofał się w kierunku Jaślisk.
Batalion wrócił na punkt oporu V o 1. w nocy, kierując się wyczuciem i wskazaniami kompasu. Stamtąd też Bartels przekazał telefoniczny meldunek do generała Nemeczka, który podziękował mu za przeprowadzenie tak śmiałej akcji.
Wg Gustava Bartelsa straty krwawe w jego kompanii wyniosły 15%, natomiast kompania Moltkego ucierpiała mniej. Zupełnie inaczej wspominał to Norbert Assam - zaledwie trzech rannych i jeden zabity. Batalion w ciągu pięciu tygodni stracił drugiego dowódcę.
  • Heinrich Schönhaber von Wengerot urodził się w 1868 roku. Jego ojciec, również Heinrich (1821-1879), był szefem sekcji w Wojskowym Instytucie Geograficznym i pionierem zastosowania fotografii w kartografii wojskowej. Heinrich Schönhaber po ukończeniu w 1889 roku Terezjańskiej Akademii Wojskowej w Wiener Neustadt trafił do galicyjskiego IR. 56, do którego formalnie przynależał przez 19 lat, przy czym, jak pokazują szematyzmy, 5 lat spędził w Instytucie Geograficznym (był kartografem wojskowym) i 2 lata jako wykładowca w TherMilAk. W 1908 roku został przeniesiony do IR.7, w 1913 roku awansowany na stopień majora, a w kolejnym roku krótko służył jako lotnik. Po wybuchu wojny był na froncie serbskim (tak podawała „Neue Freie Presse”, dodając mocno na wyrost o późniejszych licznych i bohaterskich bitwach w Karpatach), po czym 31 października 1914 (wg Bartelsa - 8 listopada) roku jako komendant IV batalionu marszowego IR.7 (1150 ludzi) dotarł na front północny i przez kilka dni był rezerwach dywizji. Wg Bartelsa zginął w pierwszej potyczce, natomiast według wg. Assama dowodził już pod Nowym Miastem. Na nim zakończył się stary ród wojskowy.
    Pochowano go w Malej Pol'anie (cmentarz wojenny jest zachowany), co potwierdza Martin Drobňák w artykule Vojnové cintoríny w okrese Stropkov z tomu II publikacji Mementá prvej svetovej vojny, odwołując się do akt Wojskowego Archiwum Historycznego w Bratysławie. W Wiener Neustadt na pomniku poległych absolwentów TherMilAk widnieje data 24.11.1914 i Kispolány jako miejsce śmierci.
    Natomiast Hubert Fankhauser w zestawieniu zamieszczonym na końcu swojej książki podaje jako miejsce zgonu „Inf. Div.San.Anst.22, Ferenczwagas“, czyli Francovce (Franczvágás) na pn.-wsch. od miasta Giraltovce. Całkiem jednak możliwe, że jest to miejsce sporządzenia raportu przez służby sanitarne, po wycofaniu się na południe od głównego grzbietu Karpat, podobnie jak w Radoskő / Hradisko na południowych stokach Gór Czerchowskich powstał raport płk. Hubingera o walkach na Tokarni.
W następnych dniach punkt ciężkości walk przeniósł się na grzbiet od Tokarni po granicę węgierską, a ich przebieg jest opisany we wspomnianym raporcie płk. Johanna Hubingera oraz w historii pułkowej landwerzystów z Grazu. Relacje te w kilku punktach się różnią. Poniższy opis opiera się głównie na raporcie dowodzącego odcinkiem płk. Hubingera, sporządzonym 5 grudnia 1914.
23 listopada krótko po północy do kwatery płk. Hubingera w Wyżnim Komarniku dotarł rozkaz wymarszu wraz z II batalionem na Tokarnię, gdzie miał się znaleźć o 7. rano, by przejąć komendę nad swoim dotychczas rozproszonym pułkiem. Równocześnie miał tam przybyć III batalion. Batalion IV, po nocnej akcji na Kamiennej Horze, był już w tym czasie na wzgórzu 649, natomiast batalion I pozostał w rejonie Przełęczy Dukielskiej.
https://images91.fotosik.pl/445/265b67baffece94amed.jpg
(Österreichisches Staatsarchiv)
Płk Hubinger przechodził pod komendę generała Josefa Nemeczka, dowódcy 43. brygady Landwehry.
Sytuacja na grzbiecie górskim na odcinku dowodzonym przez płk. Hubingera była następująca:
IV batalion wzmocniony przez dwie kompanie LIR. 26 na wzgórzu 649 jako obsada punktu oporu V, przy czym połowa kompanii dowodzonej przez kpt. Maximiliana von Moltke tworzyła łącznik z grupą majora Carla Nobile de Bizzaro z bhIR.2, który zamykał prawe skrzydło 6. ID. na Czerwonym Horbie.
Punkt oporu III na Kamarce obsadzony przez 6. kompanię LIR. 3, dalej punkt oporu IV (na grzbiecie pomiędzy Kamarką a Tokarnią), na którym była 1.kompania z LIR.3, a na południe od niej - rezerwa z komendantem LIR. 3 ppłk. Oskarem v. Jaegerem. Płytkie obniżenie (638) pomiędzy punktem oporu V na wzgórzu 649 a Tokarnią zajmowała półkompania kpt. Felixa Fröhlicha, a na północnych i północno-wschodnich zboczach Tokarni znalazł się III batalion IR.7, podczas gdy część II batalionu pozostała jako rezerwa grupy w lesie na południowy zachód od wierzchołka. Dalej oddziały podlegające płk. Hubingerowi zajmowały grzbiet po Klepke (667), a za to wzgórze została wysłana półkompania, którą dowodził kpt. Stefan Tunner z II batalionu IR. 7. Oddział ten był łącznikiem pomiędzy Klepke a pozycją na Jaworzynie (Pstrzyńska, 627), gdzie zaczynał się odcinek, którym dowodził płk Wenzel Schönauer. Następnym odcinkiem dowodził płk Karl Zahradniczek.

W ciągu dnia dostrzeżono ruch dwóch kolumn rosyjskich, przesuwających się z Woli Niżej przez wzgórza na wschód od drogi Jaśliska – Czeremcha, a także z Daliowej i Posady Jaśliskiej w kierunku Kamiennej Hory, gdzie oddziały grupowały się do ponownego ataku na ten wierzchołek. Zameldowano okopanie się artylerii przeciwnika ok. 500 kroków na południowy zachód od charakterystycznej kapliczki (472) na Łamańcach w Jaśliskach. Stanowisko artyleryjskie powstało też na wzgórzu Horbki (Łozowa, 655), skąd rozpoczęto silny ostrzał wysuniętego poza zasadniczą linię obrony punktu oporu III, przy braku możliwości odpowiedzi ze strony artylerii austro-węgierskiej. Bateria rosyjska w tej sytuacji mogła nie niepokojona przesuwać się coraz bliżej i skutecznie ostrzeliwać Kamarkę.
Krótko przed zmrokiem ruszył atak od kapliczki na Łamańcach, próbując zaskoczyć załogę słabych pozycji na Kamarce, ale został odparty przy stratach rosyjskich wynoszących 30 zabitych i 25 pojmanych. Nocne starcie spowodowało jednak, iż dowodzący tam kapitan Karl Schally doszedł do wniosku, że „wisząca w powietrzu” pozycja jest nie do utrzymania i we wczesnych godzinach rannych przemieścił się, z krótkim postojem na punkcie oporu IV, na Tokarnię.
Wieczorem, aby utrudnić gromadzenie się oddziałów rosyjskich w Lipowcu, gdzie według meldunków zwiadów i zeznań jeńców miały nocować dwa pułki, ochotnicy z IR.7 i LIR.3 przeniknęli do wioski i podpalili zabudowania, które płonęły przez całą noc.
Morderczy ogień artyleryjski ze skrzydła powodował bardzo duże straty w szeregach austro-węgierskich. Ponieważ nie było żadnych możliwości przeciwdziałania, załoga wysuniętego punktu oporu IV cofnęła się w nocy na 24 listopada za grzbiet Tokarni, pozostawiając na głównej pozycji zabitych żołnierzy rosyjskich, którym założono austriackie czapki zabrane ze zwłok poległych kolegów.
Ponieważ pomiędzy prawym skrzydłem Grupy Hubingera a lewym skrzydłem Grupy Schönauera nie było połączenia, wysłano drogą wozową z Zyndranowej w rejon przełęczy 594 kompanię z LIR.3, którą dowodził por. Rudolf Trevisan.

Franz Arneitz wspomina, że jego kompania opuściła Komarnik i przeszła przez kilka mniejszych wiosek, a potem szli wzdłuż Tokarni i na wzgórze, które było „trochę strome i częściowo zalesione”.
Na wzgórzu, gdzie śniegu było po kolana, żołnierzy rozstawiono w stosownych odległościach i nakazano im przygotowanie okopów.
Dopóki kopano w śniegu, jakoś to szło, ale ziemia była zamarznięta niczym skała. Temperatura, jak nam mówiono, wynosiła -25 stopni Celsjusza [prawdopodobnie chodzi jednak o skalę Fahrenheita]. Wieczorem dostaliśmy kilka kilofów i zrobiliśmy prowizoryczne umocnienia. Ja dostałem też dzisiaj kilka razy mocno po twarzy, a to od naszego feldfebla Mocnika, z tej przyczyny, że zabrałem mu deskę do mojego okopu.
  • Sierżant sztabowy Franz Mocnik z 11. kompanii w styczniu 1915 roku w jednej z gazet określany był jako „najdzielniejszy z dzielnych”. Zanim w grudniu 1914 roku pod Jodłową otrzymał postrzał w udo i trafił do szpitala Bonifratrów w Grazu, został trzykrotnie odznaczony Medalem za Dzielność, stając się pierwszym żołnierzem pułku, posiadającym wszystkie stopnie tego odznaczenia (wg reguł przed lutym 1915 roku), tj. mały i duży srebrny oraz złoty. Tym ostatnim został udekorowany po walkach na Tokarni.
    https://images90.fotosik.pl/446/fcb394cf3f3d8641med.jpg
    (Interessantes Blatt, 4.03.1915)
23 listopada wcześnie rano ujrzeli w dolinie pierwsze rosyjskie oddziały, które Arneitzowi wydawały niczym fala powodziowa. Jego pluton zajął wierzchołek wzgórza (batalion był na południowym skłonie Tokarni), a dokładniej, „zgodnie z mądrą radą naszego dowódcy plutonu”, około 20 kroków przed grzbietem, przez co naraził on żołnierzy na niebezpieczeństwo, bo ich sylwetki przy każdym ruchu były dobrze widoczne dla przeciwnika. Około południa spadły pierwsze pociski, a nad głowami zaczęły rozrywać się szrapnele.

O świcie 24 listopada walki toczyły się już na całej linii frontu. Działa rosyjskie stanęły na lewo i prawo od Kamarki i rozpoczęto zasypywanie Tokarni pociskami zarówno od wschodu jak i od północy. Ostrzał uniemożliwił prace nad fortyfikowaniem wzgórza przez przybyłą o 8. rano kompanię saperów, a jak podkreślał płk Hubinger, na Tokarni nie było żadnych technicznych umocnień. Nie używano też zasieków z drutu.
Również żołnierze liniowi nie mogli poprawiać swoich umocnień, gdyż każdy ruch groził śmiercią. A bezruch przy silnym mrozie – odmrożeniami lub zamarznięciem. Jak już wcześniej wspomniano, zaopatrzenie w sprzęt zimowy nie było wystarczające.
Około południa nastąpił atak sił rosyjskich na wzgórze - najpierw od północy, a potem od wschodu, przy czym główne natarcie ruszyło od strony Lipowca, przy umiejętnym wykorzystywaniu zasłony stromych stoków, drogą wozową w kierunku siodła 594, newralgicznego miejsca linii frontu. Około godziny 16. grupa na Tokarni wzmocniona przez oddział kpt. Schallyˊego była już w bezpośrednim zasięgu ognia karabinowego.
Piechota rosyjska znajdowała się też na Kamiennej Horze i dalej w kierunku punktu oporu IV, w odległości zaledwie 150 kroków od obrońców. Ostrzeliwano wszystkich, którzy nie zdołali się ukryć. Również całkiem blisko pozycji austro-węgierskich były siły rosyjskie, podchodzące bocznymi wąwozami po obu stronach drogi wozowej w rejonie siodła 594. Po szturmie Rosjanie skierowali z dwóch stron silny ogień artyleryjski na wierzchołek Tokarni i las za nim, przez co straty poniosły także rezerwy. W tej sytuacji na zagrożoną przełęcz wysłano z rozkazem bezwzględnego utrzymania pozycji niewielkie siły - kompanię LIR.3 i po plutonie z IR.7 i LIR. 26 (od strony Klepke).

Wszystkie te wydarzenia, oraz okoliczność, iż brakowało własnego wsparcia artyleryjskiego, skłoniły płk. Hubingera, w porozumieniu z dowódcą 3. pułku Landwehry ppłk. Jägerem do złożenia pisemnego meldunku, w którym z powodu otoczenia z trzech stron przez przeciwnika podchodzącego na odległość nawet na 100 m, ostrzału artyleryjskiego z dwóch kierunków i dużych straty własnych stwierdził, „że zapadnięcie zmroku to ostatni możliwy moment do wycofania się, z dużymi stratami, przez środek Zyndranowej w kierunku Barwinka”.
Odpowiedź była jednoznaczna – pozycje należy bezwzględnie utrzymać. Wzmocnieniem miała być kompania pułku bośniackiego z Czerwonego Horbu, a ponadto zbędne siły (półtorej kompanii) z punktu oporu V miały być przesunięte na obniżenie 638.

Nieco później powiadomiono jeszcze z 43. brygady, że płk Karl Zahradniczek, dowodzący odcinkiem w rejonie przełęczy Beskid nad Czeremchą, zaatakuje w nocy Lipowiec, a wspomóc ma go w tym płk Hubinger, wysyłając, jakkolwiek dziwnie to brzmi w tej sytuacji, „zbędne siły”, do czego wyznaczony został kombinowany oddział styryjsko-karyncki. Ataku od strony pasma granicznego jednak nie zauważono, a o godz. 23. generał Nemeczek poinformował, że grupa, która miała zaatakować Lipowiec (ppłk Johann Brückner z LIR.27 z 2 baonami), wprawdzie uderzyła na straże i patrole rosyjskie, ale atak wskutek wyczerpania sił nie będzie kontynuowany.
  • Kpt. Franz Dobnik z 27. pułku piechoty Landwehry, znany z apokryficznej opowieści galicyjskiej o straszeniu w prześcieradle ze skutkiem śmiertelnym, a faktycznie śmiertelnie ranny w grudniu 1914 pod Skołyszynem, w swoim stenograficznym dzienniku zanotował:
    Po południu obserwujemy atak przeciwko 43. brygadzie Landwehry na Tokarni. Nagle zaskakuje nas rozkaz, iż część grupy Zahradniczka ma oczyścić z nieprzyjaciela Lipowiec, gdzie już wczoraj przybyły dwa wrogie pułki. Komendant ppłk Brückner z jednym batalionem z LIR.26, z jednym batalionem z LIR. 27 i połową batalionu z IR. 7. Także ten rozkaz jest poronionym pomysłem. Nasi żołnierze w obecnej kondycji są po prostu całkiem niezdolni do walki.
Dopiero w nocy saperzy mogli z pomocą piechoty rozpocząć roboty przy wykopywaniu w przemarzniętej ziemi umocnień na Tokarni, ale już następnego dnia musieli odejść do innych zadań.

Tak opisuje ten dzień Franz Arneizt:
24 listopada już o świcie rozpoczął się taniec śmierci. Ani minuty spokoju. Ze straszliwym łoskotem walą w nasze okopy rosyjskie działa wszystkich najcięższych kalibrów. Jako wyżywienie dostajemy wieczorem kawałek zimnego mięsa i trochę chleba. (…) Naokoło mnie leżą moi drodzy towarzysze, między którymi znajduje się mój najlepszy przyjaciel Lois Kessnar z Köttmannsdorf. Pocisk zakończył raptownie jego młode życie. Cały dzień martwy bohater jest w moim okopie i wieczorem grzebię go w leju po pocisku na krwawej Tokarni. Wszyscy inni polegli leżą w śniegu naokoło, ale Loisa jako mojego najlepszego przyjaciela grzebię w zimnej ziemi. Bólu, jaki odczuwam po stracie mojego drogiego przyjaciela, nie mogę opisać. Tu leży to szlachetne serce. Tylko ja wiem, gdzie jest jego grób. Jako znak nagrobny związałem razem dwa karabiny i wbiłem je w świeżą mogiłę. Straszliwe dni nadeszły. Rosjanie otrzymują ciągle wzmocnienia, a nasze szeregi są coraz rzadsze. Do 10 zabitych pod rząd, takie luki są w naszych szeregach. Czego nie mogą wyniszczyć Rosjanie, to dokłada zimno, ponieważ wielu sztywnieje z tego powodu i zasypia, by nigdy się nie obudzić.

25 listopada o godzinie 2. w nocy generał Nemeczek poinformował swoje oddziały, że ogólna sytuacja wskazuje na konieczność odwrotu zanim nastąpi spodziewany atak przeciwnika.
Ogień piechoty i karabinów maszynowych Rosjan trwał nadal, a straty stawały się coraz większe.
O 7. rano pojawił się zapowiadany już dzień wcześniej obserwator artyleryjski z baterii znajdującej się w zachodniej części Zyndranowej. Podczas obserwacji chorąży artylerii odniósł rany, a zabity został kapitan Schrott.
  • Kpt. Rudolf von Schrott był dowódcą oddziału karabinów maszynowych w IR. 7. W październiku 1914 roku został odznaczony Krzyżem Zasługi Wojskowej 3. klasy z dekoracją wojenną. Jego ojcem był mieszkający w Grazu Ignaz Ritter von Schrott (1833-1919), jednogwiazdkowy generał spensjonowany w 1894 r., od 1910 roku tytularny Feldmarschalleutnant (generał dywizji).
Z powodu niekorzystnych warunków obserwator artyleryjski został skierowany na Klepke.
Żołnierze rosyjscy, wykorzystując sprzyjający teren (osłonięta stromymi stokami droga wozowa z Lipowca, boczne wąwozy i zalesienie), podeszli pod grzbiet i zaatakowali w rejonie siodła 594. Sytuację uratowała świeżo przybyła kompania bośniacka dowodzona przez por. Aloisa Kandlera – przeciwnika udało się z większości pozycji wyrzucić, ale część siodła została w ich rękach „jak kolec w mięśniu” linii obronnych - żołnierze rosyjscy mogli obserwować i ostrzeliwać, także z karabinów maszynowych, południowe stoki Tokarni.
Wobec zagrożenia w rejon ten postanowiono skierować z nieatakowanego punktu oporu V na wzgórzu 649 kompanię LIR.3 (por. rez. dr Rudolf Weiss) a z pasma granicznego I batalion IR. 7 (mjr Heinrich Lunzer von Lindhausen).
  • Batalion ten został wcześniej odłączony od pułku w rejonie Przełęczy Dukielskiej i pełnił rolę odwodu przerzucanego na zagrożone odcinki frontu, ze wszystkimi tego marszowymi konsekwencjami. 21 listopada jako rezerwa grupy płk. Eckharda z LIR.4 batalion miał się udać do Czeremchy, ostatecznie jednak wyruszył przed północą do wsi Čertižné (Nagycsertész), gdzie dotarł o 2.30 nad ranem. Stamtąd, wzmocniony 120 osobowym oddziałem żandarmerii i kompanią styryjskiego IR.87, przemieścił się na wzgórze Poljana (Fujów 767), gdzie jedna z kompanii pozostała na zapleczu, a druga, walcząc wkrótce z nacierającym przeciwnikiem, wydłużyła skrzydło LIR.4, dowodzone przez kpt. Josefa Troyera.
    • Josef Troyer to Tyrolczyk urodzony w 1867 roku w Weronie, nazywany Żelaznym Majorem. Zginął przypadkowo, trafiony kulą w tętnicę szyjną w lipcu 1916 roku niedaleko Kołomyji, gdy w towarzystwie płk. Artura von Schuschnigga (ojca austrofaszystowskiego kanclerza w latach 30.) obchodził okopy pod Porostynem. Ratować go próbował sanitariusz, student medycyny Hermann Hubert Knaus, w przyszłości wybitny ginekolog, znany głównie z badań dotyczących cyklu płodności (metoda Knaussa-Ogino). Josef Troyer po latach odznaczony został Orderem Wojskowym Marii Teresy (promocja 192 z 1925 roku).
  • Po południu jedna kompania wzięła udział w akcji przez wzgórza w kierunku Woli Niżej, a na Fujów, gdzie przejściowo dowodził major Lunzer, wróciła około godziny 20, pomniejszona o 60 ludzi.
    23 listopada oddział mjr. Lunzera został wycofany na północne stoki wzgórza 691 (Klin) na południe od Przełęczy Beskid nad Czeremchą na styku z grupą płk. Zahradniczka z 44. brygady Landwehry.
    Następnego dnia o 18. oddział przeszedł na Jaworzynę, by ochraniać i wspierać wspomniany już nieudany atak ppłk. Brücknera (LIR. 26) na Lipowiec i późnym wieczorem znalazł się na stokach Klepke od strony przysiółka Sołtystwo.
    W nocy o 2.15 rozkazano powrót na Jaworzynę, a gdy oddział tam dotarł tam o 3.15 nadeszło polecenie przejścia na południowy skraj Zyndranowej, pod rozkazy gen. Nemeczka. Major Lunzer meldował wprawdzie, iż żołnierze są przemęczeni, a wielu ludzi uczestniczących w akcji na Lipowiec jeszcze nie wróciło, ale nie odniosło to skutku. Nie pozostało więc nic innego jak po 15 minutach ruszyć do Zyndranowej, gdzie kompletnie wyczerpani żołnierze dotarli o 8.20.
W południe nadszedł meldunek dowódcy LIR. 3 ppłk. Oskara von Jaegera, znajdującego się na siodle 594 między Klepke a Tokarnią, iż bez wsparcia nie utrzyma pozycji, którą atakuje rosyjski pułk. Batalion mjr. Lunzera ruszył więc o godzinie 13. na pomoc i o 14.30, porywając za sobą obrońców, rzucił się z takim impetem w kierunku siodła, że wkrótce wyparł stamtąd przeciwnika, przy czym straty własne były duże. Major przejął dowodzenie tym fragmentem linii obronnych, mając do dyspozycji swój oddział z jednym karabinem maszynowym, kompanię z pułku bośniackiego, kompanię z 3. pułku Landwehry i półkompanię z 7. pułku piechoty.
Podczas tych walk innym oddziałom rosyjskim udało się podejść wąwozem ze środkowej części Lipowca pod wschodni stok Tokarni i wziąć obrońców pod ogień ze skrzydła. Próbował ich powstrzymać kpt. Unger z LIR.3, ale siły jego oddziału były mocno ograniczone, a przeciwnik używał artylerii i dobrze ustawionego karabinu maszynowego. Jak podkreślano, nieprzyjaciel miał dobry wgląd w pozycje z dominującego nad okolicą Kamienia (859), dysponował też dużo większymi zasobami amunicji. Oddziały austro-węgierskie od 4 dni nie otrzymały ciepłego posiłku, żołnierze głodowali, częste były też przypadki zamarznięć i odmrożeń w słabo przygotowanych okopach, gdzie tkwili bez ruchu.
Ciężkie walki toczyły się także dalej na południe. Jak pisze Hermann Strohschneider, „w nocy przerażająco buchały słupy ognia w Czeremsze i okrywały wzgórze śmierci – Tokarnię – krwistoczerwoną poświatą.”
  • https://images89.fotosik.pl/446/a8596f57fa43bad2med.jpg
    Hermann Strohschneider, Das Schützenregiment Graz Nr. 3 und der steirische Landsturm im Weltkrieg 1914-1918, tom I, ok. 1931.
    Na mapce zmieniłem wysokości niektórych punktów i dodałem kilka nazw, zgodnie z mapą wydawnictwa Compass (2020).

    Tymczasem na wzgórzu 649 nadal pozostawał IV batalion IR. 7.
    Norbert Assam wspomina dni po akcji na Kamiennej Horze jako dość spokojne, przy czym podkreśla, że tak było tylko w przypadku tego batalionu. Ludziom wypłacono premie za nocny atak, a Assam przejął kompanię po kpt. Bartelsie, dowodzącym teraz batalionem. Żołnierze umacniali okopy i rąbali drewno, którego wprawdzie było pod dostatkiem, ale nie mieli siekier, więc używali łopatek.
    Pogoda była mroźna, leżeli w okopach na zawszonej słomie, ogrzewali się przy ogniskach, a dym powodował, że chorowali na oczy. Jedynym zabiegiem higienicznym było wycieranie sczerniałych rąk śniegiem. Wielu męczył też kaszel – „okopy szczekały jak psy”.
    Zachorował kapitan Bartels, a batalion po nim przejął von Moltke, którego na stanowisku dowódcy kompanii zastąpił powszechnie lubiany i szanowany dr Richard Weitzenböck.
    Szczególne wrażenie na Norbercie Assamie zrobił widok Tatr, który przypomniał mu rodzinne strony.
    https://dalekieobserwacje.eu/tag/tokarnia/
    Panorama Tatr z Tokarni (ale tej 778 m npm w paśmie Bukowicy, czyli 20 km na pn. wsch., odległość w linii prostej od Tatr to ok. 135-155 km)
    Rozkaz wycofania z 28 listopada wspomina Assam jako zaskakujący i niezrozumiały. Tego dnia ich pozycje zostały ostrzelane pociskami. Opuścili je przy mglistej pogodzie, nękani niezbyt silnym ogniem i bez przeszkód zeszli do płonącej Zyndranowej. O losach swoich towarzyszy z pozostałych batalionów dowiedzieli się dopiero później.
Całą noc z 25 na 26 listopada trwał słaby ogień karabinowy, natomiast o północy rozpoczął się silny ostrzał artyleryjski z nowej pozycji rosyjskiej na wzgórzu po wschodniej stronie Czeremchy, skierowany zwłaszcza na Tokarnię i siodło 594 oraz na tyły. Straty rosły, szczególnie liczne były przypadki odmrożeń. Do rana w punkcie opatrunkowym znalazło się 139 poszkodowanych, a wielu zabitych leżało niepogrzebanych.
Znacznie wzmocniona piechota rosyjska okopana w rejonie Sołtystwo-Czeremcha ruszyła dobrze osłoniętą drogą na przełęcz 594, bocznymi wąwozami dochodząc do linii obrońców na odległość 50-200 kroków. Tymczasem oddział mjr. Lunzera został wzmocniony rezerwową kompanią w sile …35 karabinów. Znaczniejsze posiłki nadeszły z punktu oporu V dopiero o 10.
Około południa z Zyndranowej zaczął się też wreszcie ostrzał artylerii austro-węgierskiej. Ogień skierowano częściowo na Lipowiec a częściowo na odcinek okopów Sołtystwo – północna część Czeremchy.
O godzinie 15. oddziały rosyjskie zaatakowały na prawym skrzydle Grupy Lunzera. Powstrzymał je kontratak kompanii bośniackiej z lewego na prawe skrzydło. Dalsze ich natarcie nie było możliwe, więc starali się okopać w zamarzniętej ziemi w rejonie siodła i zaryglować przejście. W tym czasie rosyjski ostrzał artyleryjski na ten odcinek był prowadzony z pięciu miejsc. Okazało się też, że silne oddziały wroga przeszły na tyły pomiędzy siodłem 594 a Klepke, a telefoniczne połączenie z oddziałem kpt. Tunnera, który był w tym rejonie, zostało zerwane.
Ponownie siły zebrał płk Schönauer, który od tego czasu przejął dowodzenie także nad Grupą Lunzera i uderzył od strony Klepke. Poza tym na tyły pod Klepke ruszyła z południowej części Zyndranowej kompania kraińskiego 17. pułku piechoty.
  • To w tym pułku i w tym czasie służył kpt. Heinrich Obereigner, ranny w rejonie Przełęczy Dukielskiej w rękę i nogę 26.11.1914 i zmarły później w niewoli bratanek Emila Obereignera, pochowanego na cmentarzu pod Magurą Małastowską.
    https://www.austro-wegry.eu/viewtopic.php?f=54&t=117
Po krwawych walkach odzyskano o 17.30 przełęcz 594. Spowodowało to jeszcze bardziej intensywny, podwojony ostrzał artyleryjski i ataki piechoty prowadzone wąwozami na prawe skrzydło Grupy Lunzera. Jak pisze Hermann Strohschneider, wówczas porucznik w LIR.3, wobec kompletnego braku rezerw, do obrony rzucono nawet ordynansów, służących, pionierów i telefonistów.
Szturmy zagęszczonych szeregów piechoty trwały też na wschód i północ od siodła, a także w rejonie punktu oporu IV.
Wbrew oczekiwaniom Rosjanie później nie ponowili już ataku, zadowalając się niewielkimi postępami na siodle 594. Przez całą noc na odcinek ten skierowany był silny ogień artylerii i piechoty.

Dobrze zapamiętał ten dzień szeregowy Franz Arneitz.
Szczególnie przerażający był 26 listopada. O 11. w południe dobiegł mnie po raz pierwszy głos: „Franz! Franz, chodź i pomóż mi, jestem ranny”. Około 10 kroków ode mnie leżał w swoim ukryciu ciężko ranny mój kolega Lorenz Koban z Moosburga. Z pogardą dla śmierci wyskoczyłem ze swojego okopu i dałem mu moje ostatnie krople gorzałki. Wykrzywiony, wpatrywał się we mnie. Wlał te krople w siebie, potem złożył ręce i poprosił: „Franz, ratuj, zastrzel mnie!” „Lorenz”, mówię mu, „nie mogę tego zrobić, chociaż wiem, że dla ciebie to byłoby wybawienie”. Biedak miał oderwane obie nogi. Całe popołudnie wołał do mnie, raz Franz, raz Arneitz, zastrzel mnie, jeśli jesteś moim przyjacielem. Dwa razy przeskoczyłem do niego, przenieść go było jednak dla mnie zupełnie niemożliwe, bo musiałbym przez odkryty teren i Rosjanie położyliby mnie jak kota. Około czwartej, gdy zaczęło zmierzchać, poszedłem do okopu. Myślałem, że już nie żyje, bo od jakiejś godziny nie słyszałem wołania. Ale gdy go chwyciłem, poruszył się jeszcze i znowu zaczął prosić, żeby go kulą uwolnić, ale ja milczałem, dźwignąłem go z okopu i – o Boże – krew we mnie zastygła – stopy zostały w okopie, obie były oderwane pod kolanami. „Biedny Lorenz”, wydobyło się z mojej piersi, gdy go sobie zarzuciłem i poniosłem na plac opatrunkowy. Napotkał mnie partol sanitarny z noszami. Położyłem go na nie. Wpatrywał się we mnie oczami pełnymi wdzięczności. Ostatni uścisk dłoni. „Dzięki, Franz”, powiedział jeszcze cicho, potem odniósł go patrol. Było dla mnie niewytłumaczalne, że on mógł tak długo przetrwać. Prawdopodobnie utracił całą krew, która bez ustanku lała się z niego strumieniem do okopu. Wróciłem z powrotem do moich martwych, by czekać na własną śmierć.
  • Inf. Lorenz Koban z Moosburga (12. kompania, lat 23) w historii pułku widnieje jako zaginiony na Tokarni, a na „Liście strat” nr 99 odnotowany jest jako ranny, co wskazywałoby, że dostarczono go do zakładu sanitarnego sporządzającego raporty.
    https://images91.fotosik.pl/445/e66e7bac0e467f19med.jpg
    W prasie z kwietnia 1915 roku pojawia lista dwudziestu żołnierzy IR. 7 odznaczonych srebrnym Medalem Waleczności I klasy. Wśród nich jest Lorenz Koban. Nie jest to dowodem, że przeżył, bo przynajmniej dwóch żołnierzy z tej listy zginęło w rejonie Tokarni. Chociaż wydaje się to nieprawdopodobne, to jednak nie można wykluczyć, że Franz Arneitz go jednak uratował.
    Jeśli jakiś kopacz, poszukując różnych fantów w rowach strzeleckich pod szczytem Tokarni natknie się na resztki kości stóp, to być może jest to miejsce, gdzie leżał Lorenz Koban z Moosburga.
Rankiem 27 listopada okazało się, że przeciwnik znowu się wzmocnił i nadal napiera, zwłaszcza w rejonie Klepke i całego wschodniego odcinka obrony. O 8.30 ogień osiągnął swoje maksimum, a do ataku ruszyły zagęszczone linie piechoty. Aktywna była też artyleria austro-węgierska, ale szeregi walczących były tak blisko siebie, że ostrzał zagrażał własnym oddziałom. Trochę jednak ograniczyła aktywność artylerii rosyjskiej.
O ile w północnej i wschodniej części odcinka obrony udało się oddziały rosyjskie odrzucić, to wykrwawiona grupa Lunzera w rejonie siodła 594 nie była w stanie powstrzymać ataków dwóch rosyjskich pułków i musiała się cofnąć z siodła 594, a cały odcinek został poważnie zagrożony. Wzmocnieniem obrońców miał być kpt. Hugo Durlach z sześcioma kompaniami, który nadchodził z południowej części Zyndranowej. Okazało się jednak, że to natarcie będzie dopiero w nocy, przy czym według Strohschneidera były jednak w ciągu dnia dwa krwawe i nieskuteczne ataki tej grupy na przełęcz.
Na podstawie zeznań jeńców i innych oznak należało się spodziewać kolejnego nocnego ataku Rosjan.
Według raportów przekazanych na pytanie dowództwa brygady, zdolność bojowa 3. pułku piechoty Landwehry i 7. pułku piechoty została złamana i nie mają one możliwości przeciwstawienia się nieprzyjacielowi, a jedynie, jeśli taki będzie rozkaz, wytrwają na stanowiskach do końca.
Późnym wieczorem z północnych skłonów Klepke słychać było silne odgłosy walki. Ponownie hałas bitewny rozległ się tam następnego dnia rano o 5.30. Okazało się później, że był to atak grupy kpt. Hugo Durlacha, który zamiast powodzenia przyniósł wielkie straty wskutek rosyjskiego ognia na krótki dystans.
W tej nie do obrony sytuacji, 28 listopada o 7.15 nadszedł pisemny rozkaz, by odwrót nastąpił do godziny 9.00.
Dla IR. 7 miejscem zbiórki miała być szosa na południe od Przełęczy Dukielskiej. Wycofanie z pozycji przy świetle dziennym, gdy wróg oddalony był o 150 kroków, okazało się bardzo trudne i pełne strat. Pojedynczo odczołgujący się żołnierze byli ostrzeliwani. Dowódca jednego z plutonów, chorąży Haller, został zabity 3 kulami, zginęła też cała obsługa dwóch karabinów maszynowych z III batalionu IR. 7.
  • Chorąży Friedrich Haller, oficer, który pod Żmigrodem zastrzelił 18. letniego ochotnika, wymieniony jest jako zabity na "Liście strat" nr 99. Z kolei w wykazie poległych, zmarłych i zaginionych zamieszczonym w książce Huberta Fankhausera, por. Friedrich Haller, urodzony w Grazu w 1890 roku, figuruje jako zaginiony na Tokarni. Skądinąd wiadomo, że chorąży rezerwy Friedrich Haller z IR.7 został awansowany 30 listopada 1914 na stopień podporucznika rezerwy.
Odwrót odbył się przez południową część Zyndranowej do Komarnika, skąd pułk został wycofany na pozycje rezerwowe.

KG
Posty: 758
Rejestracja: 19 maja 2018, 16:16

Re: Tokarnia

Post autor: KG » 25 lis 2020, 17:03

Tak ostatnie godziny na Tokarni i wycofanie opisuje Franz Arneitz.
Luki w naszych szeregach są tak duże, że rozkazy w linii nie mogą już być dalej przekazywane. Dwudziestu zabitych leży jeden po drugim na moim froncie. 29 listopada [chodzi o 28 listopada] o trzeciej rano przychodzi ordynans i mówi nam, że musimy być gotowi do odejścia, będzie znowu odwrót. Musimy jednak czekać na rozkaz wycofania, który nadejdzie do szeregu. Spakowaliśmy wszystko i czekaliśmy na rozkaz.
Jest już jasno. Drugi rozkaz nie przychodzi do linii. Już 9 godzina, nadal bez rozkazu. Rosjanie strzelają jak najęci, a Tokarnia podobna do morza ognia. Nieustanne błyski i wybuchy. Pozostało nas tylko dwunastu z dwóch plutonów, z jednym plutonowym w zasięgu głosu.
Wszelkie znaki wskazują, że nasi już odeszli. Ruszył się jeden, skoczył do dowództwa kompanii i woła do nas: „wszystko jest puste!” I trafiony pada na ziemię. Plutonowy zarządza odwrót, jeden po drugim powinniśmy odbiegać do tyłu, bo jak będziemy tu jeszcze kwadrans, znajdziemy się w niewoli. Gdy pierwszy idzie z dekunku - wielokrotne wybuchy - przechodzi około 10 kroków w kierunku wierzchołka i już jest trup. Gdyby nasza linia była na grzbiecie, moglibyśmy wycofać się bez strat. Ale ten bezsens, że linia leży tak daleko pod grzbietem naprzeciw atakujących wrogów, sprawili znowu nasi rozumni oficerowie. Jako drugi wycofał się mój ziomek Valtl Mikl z Mühlbach. Spojrzałem na niego, ale on znieruchomiał. Karabin maszynowy powalił go na ziemię. Teraz przychodzi kolej na mnie. Zrobiłem znak krzyża i skoczyłem jednym susem tam, gdzie leży Valtl. Tam przypadłem i zobaczyłem z boku, że on jest już martwy. Czułem, że nadal jestem cały, znowu odskoczyłem i pognałem dalej i w ten sposób uratowałem swoje życie. Gdy dotarłem do lasku spojrzałem do tyłu i zobaczyłem jeszcze dwóch ludzi, podążających moim śladem. Cała pozostała dziewiątka ludzi padła przy wycofaniu. Tylko ja i ci dwaj, jeden z Lind o nazwisku Sumper i drugi z Selpritsch nazywający się Wurzer, doszli szczęśliwie do lasu. Wurzer miał postrzał w rękę, którą zabandażowałem i poszło się dalej w tył. Gdy doszliśmy do miejsca, skąd można było widzieć dolinę, zobaczyliśmy nasze ostatnie oddziały gdzieś tam daleko w dolinie, wszystko w odwrocie, a my jeszcze tak daleko w tyle. Wszystkie wsie płonęły jasnym ogniem.
A gdy osiągnęliśmy Felsőkomárnok
[Vyšný Komárnik], poszliśmy już z artylerią. Tam pozwolił mi jakiś kanonier usiąść na lawecie, bo miałem całkiem odmrożone stopy, co dopiero teraz odczułem, gdy już jakiś czas tak przeszedłem. Całe kolumny stoją na drodze i nie można naprzód, bo masa ludności cywilnej uciekała ze swoimi wozami, bydłem i temu podobnym. Biedni są ci ludzie, kobiety z małymi dziećmi, starcy i staruszki, siedzą na wozach ze swoim dobytkiem. Aż tu przychodzi rozkaz, żeby oczyścić drogę z cywilów, gdyż wojsko nadchodzi, bo Rosjanie już nam depczą po piętach. Wozy cywilów zostały po prostu zepchnięte do rowów i tak są w śniegu pośrodku zimy.
Z powodu obrzęku muszę przeciąć i porozcinać buty, by móc jakoś iść. Dlatego wraz z moimi dwoma towarzyszami siadamy na poboczu, żeby trochę odpocząć. Tu widać scenę rozrywającą serce. Cała uciekająca ludność cywilna leży w rowach łącznie z zaprzęgami, dobytkiem i wszystkimi możliwymi rzeczami, nie może ani naprzód ani w tył i jest całkowicie pozostawiona swojemu losowi. Robi się wieczór i my trzej kładziemy się całkiem wykończeni w chłopskim domu. Gdy obudziłem się rano, miałem stopy spuchnięte jak kloce, a palce całkiem czarne.
30 listopada w największym trudzie osiągnęliśmy Felsővízköz
[Svidník]; także moja kompania, z której pozostało nie więcej niż siedmiu ludzi – resztka ze 160. Nasza kompania została zupełnie zniszczona, a Tokarnia to wielki masowy grób bohaterów, naszych Karyntczyków. Także chorąży Haller, który zastrzelił szeregowego Springera, zginął tam na górze. W Felsővízköz otrzymałem pierwszą pocztę z ukochanej ojczyzny. Kapitan Zworobsky [Zborowski] zarządził, mimo że jest wrogiem niezdolnych do działań, wysłanie swojej liczącej siedmiu ludzi kompanii na badanie [Marodenvisite] i wszyscy zostaliśmy skierowani do szpitala.
http://www.kulturpool.at/plugins/servle ... YWdlLmdpZg
Jakiś chłop wiózł nas swoją furmanką prawie cały dzień, pod wieczór dotarliśmy do stacji Tapolyhanusfalva [Hanušovce nad Topľou, ponad 40 km] . Tam były tysiące i tysiące rannych i chorych żołnierzy. Jeden po drugim przychodziły pociągi. Ale ja i moi dwaj towarzysze z powodu odmrożeń ciągle byliśmy odsuwani na bok. W nocy w końcu mieliśmy szczęście wspiąć się na jakiś pociąg i odetchnąłem, gdy tylko odjechał w kierunku ojczyzny, ponieważ Rosjanie na pewno jutro zajmą tę stację.

Wieczorem 28 listopada 7. pułk piechoty liczył zaledwie 700 karabinów. Oprócz strat w walce, wielu żołnierzy padło ofiarą mrozu, a podczas wyczerpujących marszów wielu, szczególnie z I batalionu, zaginęło. W następnych dniach wprawdzie sporo zagubionych się odnalazło, ale też zgłoszono liczne nowe przypadki odmrożeń.
Straty wśród oficerów – 3 zabitych, 6 rannych, 4 chorych, a wśród żołnierzy – około 40 zabitych, 250 rannych i 150 zaginionych. 27 listopada stan LIR.3 po czternastu dniach walki stopniał z 1260 do 322 ludzi, a więc o blisko 75%.
Podkreślano, że do strat przyczynił się ciągły ogień i ataki dobrze przygotowanych rosyjskich grup szturmowych na trudne do utrzymania pozycje – płytkie okopy, często wykopane w śniegu, bądź tylko dołki strzeleckie.
Brakowało też artylerii, a warunki pogodowe były ekstremalnie złe.
W ÖUlK podane są liczby zdolnych do walki żołnierzy poszczególnych dywizji w III korpusie – LID. 22 wycofująca się z rejonu Tokarni miała ich 3.800, a więc mniej niż pełnoetatowy pułk, znajdująca się na lewo od tej dywizji ID.6 to 5 700, a będąca po prawej ID. 28 – 5 500 żołnierzy.
Walczące dalej na wschód 20. dywizja piechoty Honvedu i 17. dywizja piechoty liczyły wówczas łącznie 7 000 zdolnych do walki ludzi.
Ze wspomnień Franza Arneitza wynika, że liczba zabitych na jego krótkim odcinku była bardzo duża, ale też płytkie okopy na odkrytym stoku Tokarni nachylonym w kierunku newralgicznej przełęczy 594 były wyjątkowo narażoną pozycją. Również po stronie rosyjskiej ustawiczne kilkudniowe szturmy w górskich, zimowych warunkach musiały przynieść śmierć wielu żołnierzom.
Powstaje więc pytanie, gdzie ich wszystkich pogrzebano.
Najbardziej znanym w okolicy cmentarzem wojennym jest ten w Jaśliskach, zwłaszcza odkąd teren uporządkowano i jeszcze ustawiono pomnik, będący naśladownictwem projektów Johanna Jägera w Harklowej i Jaśle.
http://www.beskid-niski-pogorze.pl/gale ... sliska.php
Na początku lat 90 wyglądało tam zupełnie inaczej.
https://images92.fotosik.pl/446/27eebec27ccfe7c6med.jpg
  • Grupa Austriaków szukających grobów wojennych w Jaśliskach (ok.1991) – jeden z licznych zbiorowych wyjazdów organizowanych wówczas przez Austriacki Czarny Krzyż (Źródło: Österreichisches Schwarzes Kreuz Kriegsgräberfürsorge – Mitteilungen und Berichte nr 1/1992).
Niewiele chyba wiadomo o pochowanych w Jaśliskach. Ze znanych mi przypadków – kilkanaście nazwisk zmarłych w szpitalu w grudniu 1914 roku i kilkanaście z roku 1915 roku, w tym jeden żołnierz pogrzebany na cmentarzu żydowskim (szer. Abel Sonnenstern z galicyjskiego IR. 55, pochodzący z Krasnej, rocznik 1890).
W 2018 roku staraniem Lasów Państwowych i Forum Włóczykij oczyszczono i oznakowano miejsce pochówku pod Kamienną Horą. Jak pisze na FB Adam Nowak: „cmentarz ma wymiary 20x30m, brak widocznych pól grobowych, dobrze rozróżnialne w terenie jego granice.”
https://images92.fotosik.pl/446/d6078dac1ee55ce8med.jpg
fot. Adam Nowak, FB, https://www.facebook.com/groups/283563625155580/

Tablica informuje o ofiarach przełamania pozycji 2. dywizji piechoty w grudniu 1914 roku. Czy jednak nie jest to ślad walk o miesiąc wcześniejszych, gdy batalion karyncki zaatakował z zaskoczenia żołnierzy rosyjskich, oblegających kompanię z pułku styryjskiego na Kamiennej Horze?
Od 2004 roku stoi krzyż niedaleko leśnej ścieżki na wypłaszczeniu grzbietu opadającego od wierzchołka Klepke w kierunku północno-zachodnim.
https://images91.fotosik.pl/445/727afc46b97194demed.jpg
To oryginalny krzyż projektu Dušana Jurkoviča, pochodzący z cmentarza w Łysej Górze. Podczas remontu staraniem społeczników z PTTK Krosno uratowano kilkanaście sztuk i po odnowieniu ustawione zostały na grobach i cmentarzach w Beskidzie Niskim, Bieszczadach i na Pogórzu.
Nie ma w tym miejscu żadnych śladów po cmentarzu. Wieść gminna niesie, że gdzieś jest w okolicy, ale go wówczas nie odnaleziono i krzyż postawiono symbolicznie. Miejsce zresztą bardzo odpowiednie – to jeden ze szlaków wojennych prowadzących z południowego krańca Zyndranowej na Tokarnię i Klepke.
https://images89.fotosik.pl/446/bc21a8eb9a184887med.jpg
Jest też stosunkowo świeżej daty pochowek niezidentyfikowanego żołnierza w Zyndranowej zwany grobem honweda.
http://www.beskid-niski-pogorze.pl/gin/ ... ranowa.php
Mówi się również o cmentarzu „gdzieś nad Zyndranową”…

Awatar użytkownika
Trotta
Posty: 1453
Rejestracja: 18 maja 2018, 15:19
Lokalizacja: Lublin/dawniej Kraków

Re: Tokarnia

Post autor: Trotta » 25 lis 2020, 22:47

Mało brakło, a post nie zmieściłby się na jednej stronie!

Strasznie mnie cieszy, że spodziewany od pewnego czasu tekst ujrzał światło forumowe! Już widzę, że to kawał literatury, przeczytam rano przy kawie z wielką radością!
Ocopus vulgaris Gard. mnie rozczulił :D
Є в Києві злота брама, На тій брамі синьо-жовта фана!

johan1968
Posty: 267
Rejestracja: 03 cze 2018, 18:07
Lokalizacja: Kraków/Krzeszowice

Re: Tokarnia

Post autor: johan1968 » 26 lis 2020, 18:28

Trotta pisze:
25 lis 2020, 22:47
Strasznie mnie cieszy, że spodziewany od pewnego czasu tekst ujrzał światło forumowe!

Przyłączam się do zdania Kolegi T. - całym sercem !
No fajnie - "wypiekło się" znów - kolejne :) .

Awatar użytkownika
Trotta
Posty: 1453
Rejestracja: 18 maja 2018, 15:19
Lokalizacja: Lublin/dawniej Kraków

Re: Tokarnia

Post autor: Trotta » 27 lis 2020, 07:25

Świetny i rozbudowany tekst! Ciekawe swoją drogą, że mimo relatywnie wielu relacji drukowanych nikt do tej pory nie zajął się Tokarnią od początku do końca (znam przypadek zajęcia się, który niestety nie został doprowadzony do finału w postaci publikacji).

Lektura - głównie dzięki relacji Arneitza - jest naprawdę wstrząsająca. Straszny los armii, która jeszcze jedną nogą tkwi w przyzwyczajeniach i przekonaniach z czasu pokoju, która jeszcze nie nauczyła się walczyć w górach, w ogóle jeszcze nie nauczyła się walczyć...
Є в Києві злота брама, На тій брамі синьо-жовта фана!

Dlugi
Posty: 59
Rejestracja: 25 maja 2018, 06:28

Re: Tokarnia

Post autor: Dlugi » 27 lis 2020, 10:37

KG - wyrazy uznania za połączenie tylu informacji pozyskanych pewnie z wielu źródeł.
Zdaje się, że był już tekst o Tokarni (na starym forum), ale tu jest jego spore rozwinięcie.
"...jeden żołnierz pogrzebany na cmentarzu żydowskim..." - miejsce pochówku to kirkut w Jaśliskach?
Jedynie, co mógłbym zaproponować poprawić to zdjęcie z cmentarza pod Kamienną Horą:
Obrazek
Nie został odkrzaczony cały, zarośnięte nadal jakieś 2/3 obszaru.

johan1968
Posty: 267
Rejestracja: 03 cze 2018, 18:07
Lokalizacja: Kraków/Krzeszowice

Re: Tokarnia

Post autor: johan1968 » 27 lis 2020, 11:31

Dlugi pisze:
27 lis 2020, 10:37
Jedynie, co mógłbym zaproponować poprawić to zdjęcie
Oj Dlugi ! - jak dobrze Ciebie widzieć w komentarzu pod tym wpisem ! Salve, serwus :P !

A do pytania o ten kirkut - także bym się dołączył. I jeszcze - za co Johann Hubinger dostał awans, wojenny już - z podpułkownika na pułkownika ?

KG
Posty: 758
Rejestracja: 19 maja 2018, 16:16

Re: Tokarnia

Post autor: KG » 27 lis 2020, 14:49

Ja też się cieszę, że Dlugi przeczytał a nawet pochwalił. Kilka lat temu o mało co, a poszlibyśmy razem na tę Tokarnię. Trochę się jednak obawiałem, że mnie zagonisz…
Na starym Forum nie pisałem o Tokarni. Coś tam się pojawiło 10 lat temu na forum Beskidu Niskiego, mniej więcej wtedy zainteresowałem się tymi walkami.
http://www.forum.beskid-niski.pl/viewto ... els#p21163
Już odpowiadam na Twoje pytanie:
Abel Sonnenstern miał złamane udo. Zmarł 11 maja 1915 w szpitalu polowym 6/XI i został pochowany „am israelitischen Friedhof in Jaśliśka.”
Johan, drogi imienniku, dobrze, że zadałeś pytanie za co Johann Hubinger dostał awans pułkownikowski, bo dzięki temu przejrzałem tekst i zarazem na oczy. Błąd. Stosowny akapit powinien był brzmieć (i już tak jest):
„Komendantem pułku był wówczas płk. Otto Vinzenz Koschatzky (…), który w walkach pod wsią Błozew Górna (rejon Starego Sambora) 20 października 1914 został postrzelony w gardło, a dowodzenie pułkiem trafiło wówczas w ręce Hubingera, awansowanego wkrótce na stopień pułkownika.”
Awans to 1 listopada, czyli tradycyjny, jesienny termin. Pewno przyszedł na niego czas, zapewne przyspieszony okolicznościami. Podpułkownikiem był od 3,5 roku. Od początku konfliktu do 1 listopada zginęło lub zmarło wskutek działań na froncie 20 pułkowników i 3 generałów.
Ale miał też już swoje wojenne zasługi, a nawet był ranny – w walkach pod Lwowem, konkretnie 26 sierpnia 1914 roku pod wsią Wielkie Lackie, dowodząc III batalionem został postrzelony w kostkę lewej nogi. Z 7. pułku piechoty w tych walkach zginęło lub zmarło w ich następstwie 6 oficerów, rannych było 14, z których 8 dostało się do niewoli, a do tego ujęty został przez Rosjan pułkowy lekarz. Mam nadzieję za jakiś czas o tym napisać (na marginesie pewnej afery).
Według komunikatów, Johann Hubinger znalazł się w szpitalu garnizonowym we Lwowie, potem w Stryju. 9 października był w Grazu, 18 października wrócił na front. 20 października 1914 o 12.25 ranny w gardło został jego dowódca płk. Otto Koschatzky, a Johann Hubinger objął pułk.

Dziękuję bardzo za zamieszczone komentarze.

Dlugi
Posty: 59
Rejestracja: 25 maja 2018, 06:28

Re: Tokarnia

Post autor: Dlugi » 28 lis 2020, 19:24

Czytam, czytam :-). Mało się udzielam, bo mało wiem, więc nie chcę robić pustych dyskusji.
10 lat temu wspominałeś na forum o Tokarni - ale ten czas leci.
Będę czekał na następne opracowania - naprawdę powinny ukazać się drukiem.

Tatra
Posty: 80
Rejestracja: 01 sty 2020, 21:13

Re: Tokarnia

Post autor: Tatra » 29 lis 2020, 11:00

Morał z historii zastrzelonego ochotnika jest taki, że służący w pierwszych miesiącach wojny mieli niewielkie szanse na do trwanie do jej końca. Najbezpieczniej było chyba w obozie jenieckim.

ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 13 gości