No dobra. Zasadniczo odtworzyłem, a jednocześnie BARDZO się rozpisałem.
Książkę otrzymałem wczoraj i po wstępnym przeglądnięciu mogę podzielić się kilkoma uwagami.
Na początek wysyłka od wydawcy - bardzo szybka, ale słabo zabezpieczona, stąd książka nosi ślady mało delikatnego traktowania - jak sądzę - w transporcie. Rzecz jak dla mnie nie warta reklamacji, ale kto jest estetą, mógłby nie podarować.
Tak, jak się trochę spodziewałem po zajawkach, niestety nie jest to kompleksowa podróż po śladach zmagań w Bieszczadach, ale omówienie historii działań 1914-15 i wybranych przystanków tematycznych osobno na terenie każdego z ośmiu nadleśnictw. Przełożenie sytuacji operacyjnej na współczesne jednostki terytorialne niesie nie tylko „rozczłonkowanie” tematu (utrudniając jego całościowe
ogarnięcie), ale też musi generować pewną ilość powtórzeń. (Określenia "szlak", "trasa" czy "przystanek", odnoszące się do tej publikacji, nie pasują do koncepcji tychże, toteż piszę je kursywą).
Praca rozpoczyna się od krótkiego wprowadzenia Romana Frodymy oraz wstępu, w którym określono tło wydarzeń, pisząc ogólnie o Bieszczadach. „Okolice” w tytule mają uzasadnić takie peryferia, jak Nadleśnictwo Rymanów, położone zasadniczo w Beskidzie Niskim, czy Nadleśnictwo Brzozów, którego tereny oferują co najwyżej widoki na Bieszczady. Trudno zatem oprzeć się wrażeniu, że teren został dobrany nie tyle
pod historię (a wydaje mi się, że jednak to ona powinna być na pierwszym miejscu), co
pod fundatora. Zasadniczą część stanowi osiem rozdziałów, po których następuje jeszcze krótkie i wg mnie trochę jałowe zakończenie.
W każdym z rozdziałów opisana jest
trasa (w przypadku Ndl. Baligród i Stuposiany/BdPN jest także druga trasa, zasadniczo piesza), będąca jakąś propozycją odwiedzenia wszystkich
przystanków. Przy czym, z racji tego że mamy granice nadleśnictw, część tras zaplanowano na zasadzie "dojedź i wracaj", a mogłyby tworzyć fajne pętle... Przeciętna propozycja wycieczki wygląda jak z przewodnika dla zmotoryzowanych tj. jest głównie "dolinno-wioskowa", z jakimiś pojedynczymi wyskokami powyżej, na przełęcze, czy wprost w niedostępny dla samochodów teren typu Chryszczata czy Manyłowa. Wydaje się, że niektóre propozycje zmuszają turystę do pewnego wysiłku przy szczegółowym planowaniu eskapady; szczegóły, jak optymalnie pokonać
trasę nie są bowiem podane. Nie jestem pewien, czy wszystkie z proponowanych miejsc są dla turystów legalne; zawsze wydawało mi się, że np. Przeł. Beskid nad Wołosatem to park narodowy i do tego granica państwa, stąd wejście tam bez szlaku może zakończyć się kłopotami; no ale może się mylę. Mogę sobie też wyobrazić turystę, który przekroczy nielegalnie granicę w rejonie Przełęczy Użockiej, bo przecież ta nazwa jest w przewodniku (choć na s. 302 wytłuszczono informację o zakazie przekraczania granicy państwa). Tak czy inaczej, propozycje są raczej dla turystów
świadomych, niż zupełnie
zielonych.
Przystanki nie wyczerpują tematu – w przewodniku brakuje pewnej liczby ciekawych miejscówek, a ściślej – nie stanowią one przystanków, choć może by na to zasługiwały, ale są o nich co najwyżej krótkie wzmianki (Kamień, Wierch nad Łazem, Płasza, Rabia Skała, grzbiet Bukowicy); wynika to poniekąd z faktu, że jak na Bieszczady do przewodnik jest za mało
górski. Argumentacja R. Frodymy, że w dobie GPS każdy sobie może w te miejsca trafić, jakoś mnie nie przekonuje. Z pewnością brakuje nawiązania do nowo oznakowanego „szlaku” PWŚ w Bieszczadach, choć są liczne zdjęcia jego tablic. Wydaje mi się, że przewodnik jakoś do tego „szlaku” nawiązuje i to raczej w większym, niż mniejszym stopniu. I jeżeli chodzi o szlaki podobno oznakowane, a w każdym razie szumnie otwierane jest to jedyny na tym terenie, tematyczny szlak subregionalny - bo jak wiadomo, trasa główna SzFWPWŚ w dość dziwny sposób omija tę część kraju, chociaż miejscami trafimy na tabliczki ze logotypem "pomarańczowego ptaszka".
Generalnie
przystanki to miejscowości lub obszary zawarte pomiędzy nimi, rzadziej szczyty czy przełęcze. W ich opisie dominuje rozwlekły opis walk w czasie PWŚ, czyjego autorstwa, to łatwo można zgadnąć. Przedstawiono ten opis – nie wiem, po co - w podziale na lata 1914, 1915 (i czasem 1918). Charakterystyka obiektów będących świadkami historii, których odwiedzanie stanowi jeden z głównych celów turystyki pól bitewnych, jest tu tylko skromnym, suchym dodatkiem. Do tego, atrakcje historyczno-militarne na trasach nie są w żaden sposób wyróżnione; wiadomo jedynie, że ich opisów należy szukać pod koniec tekstu o danym
przystanku. Szkoda, bo jest kilka prostych metod, żeby takie rzeczy w tekście wyróżnić. Miejscami spotykamy wzmianki o cmentarzach położonych poza trasami, bodajże najliczniejsze w przypadku Nadleśnictwa Komańcza. Tu dopatrywałbym się śladu działań Edwarda Orłowskiego (brak powołania w bibliografii) – chodzi zasadniczo o mogiłki i krzyże stawiane w lesie w miejscu zatartych cmentarzy, choć jak słyszałem, niektóre ich lokalizacje budzą kontrowersje; dokładnie nie zgłębiałem tematu. Drugiemu z autorów przypisywałbym tym razem dobrze wyróżniające się opisy ciekawostek spoza zakresu turystyki militarnej, które nie są przesycone, a w jakiś sposób promują region i wzbogacają sam przewodnik.
Publikacja jest wydana na porządnym papierze i jak sądzę m.in. stąd jej dość wysoka cena, a z pewnością spory ciężar do plecaka. Zatrzymam się przy cenie, która niemalże dobija do znanych przewodników zachodnich (choćby z serii Battleground wyd. Pen&Sword, czy nawet powalających ilością informacji przewodników T. i V. Holtów). Owszem, na tym poziomie cenowym nabędą publikację osoby zainteresowane tematem, a zwłaszcza kolekcjonujący - jak ja - tego typu literaturę, której przecież na krajowym rynku nie ma za wiele. Ale już przeciętny turysta, nawet jakoś zainteresowany historią, chyba się trochę zastanowi – a przynajmniej będzie miał wrażenie, że zapłacił sporo.
Miło się widzi w książce taką ilość dobrej jakości zdjęć (papier robi efekt); jest to poniekąd nawiązanie do bogato ilustrowanych przewodników krajoznawczych Stanisława Orłowskiego, które publikował w innych wydawnictwach. Są to m.in. fotografie archiwalne, niekoniecznie jednak związane z opisywanym terenem – np. znane zdjęcia z pobojowiska z bitwy wielkanocnej na wzgórzach nad Vyravą – i (niestety) często tylko ogólnikowo podpisane. Fotografie podobno bieszczadzkie nie zawierają identyfikacji miejsca.
Dużo jest zdjęć współczesnych i te są bardzo ładne, kolorowe, ale też nie obejmują wszystkich obiektów. Ale w sumie… ileż można zamieszczać zdjęć takich samych krzyży, z oklepanym już cytatem o „gwiazdach Bożych”? Są to w dużej mierze fotografie cmentarzy wojennych, zabytków i gór, które należy klasyfikować jako ładne zdjęcia krajoznawcze, czy też „folderowe”. Na pewno zachęcają, by odwiedzić ten piękny region. Ja jednak widziałbym jeszcze zdjęcia, które będą pokazywały konkretne miejsca związane z historią, osadzając ją w krajobrazie – np. stok góry X którym dnia Y szło natarcie pułku Z. Choć pojedyncze fotki "terenu natarcia dywizji” jednak są. Ciężko też znaleźć zdjęcia okopów, albo słynnego leja na Manyłowej (wiem, ciężko to się fotografuje). Z kolei fotografie tablic informacyjnych, gdzie nic nie widać poza tym że stoją, uważam za zbędne – ale jak rozumiem, nadleśnictwa chciały się pochwalić działaniami sprzed bodajże roku. Na plus – wszystkie zdjęcia mają podpisane źródło, choć można powątpiewać czy to S. Nielipowicz ma aż taki zbiór, czy są to fotki znalezione przezeń w różnych archiwach i przekazane autorom.
Mapy… Map nie ma w ogóle. Tzn. nie ma takich map, jakie na pewno w przewodniku historyczno-militarnym powinny być. Chodzi mi o mapy sytuacji operacyjnej, łatwe do narysowania czy znalezienia w źródłach – powiedziałyby nieraz więcej, niż tysiące słów (piszę wyżej o rozwlekłych opisach wydarzeń). Nie ma też map czy archiwalnych szkiców do wybranych epizodów w skali taktycznej. Szkoda. W zamian dostajemy przeglądowe mapeczki ośmiu nadleśnictw, nawet bez zaznaczonych
tras i do tego niechlujnie przygotowane. Zdjęto z nich bowiem zasadniczą treść turystyczną, pozostawiając cmentarze i pomniki;
ganz egal, że są tam też pomniki MO czy Jana Pawła II… do tego naćkano sygnaturek starć, chyba żeby uświadomić, że w Biesach rzeczywiście się działo. I taka gafa: przydałyby się na mapuniach lokalizacje - zdecydowanie obfotografowanych w nadmiarze - tablic
szlaku PWŚ po bieszczadzkich nadleśnictwach (jak dla mnie, to nie jest szlak, tylko zbiór punktów terenowych), bo z doniesień medialnych wiadomo że powstały, ale chyba tylko wąskie grono wtajemniczonych wie, gdzie stoją. A był to, jak trąbiono, dość sztandarowy projekt i do tego chyba komplementarny z przewodnikiem.
Legenda do tychże mapeczek jest jedna wspólna, skali nie ma, pewnie ktoś pomyślał, że po co, przecież każdy ma GPS... Aha: wypatrzyłem jeden archiwalny planik rozmieszczenia cmentarzy, ale może jest więcej.
Publikację zamyka skromny spis literatury, dla części historycznej podzielony na archiwalia i opracowania zwarte. Jest ÖULK, nie widzę jednak kilku innych opracowań, czy choćby historii pułkowych – jakoś trudno mi uwierzyć, że korzystano wyłącznie z ÖULK i kwitów z RGWiA czy OeStA/KA. Pardon, jest jeszcze mocno lansowana w ostatnich latach książka
Bieszczadzkie lwy. W bibliografii nie ma nawet legendarnej (:D) KWTC. Są natomiast indeksy osób oraz nazw miejscowych, które są pomocne. Dodam, że w przewodniku jest parę fajnych, dobrze wyróżnionych, choć nierównych pod względem jakości informacji biograficznych o bohaterach wydarzeń.
Nie podejmuję się oceny merytorycznej - na czytanie całości nie mam na razie czasu. Może w czasie urlopu, jeżeli nie zasnę przy pierwszym rozdziale, co w przypadku publikacji Andrzeja Olejko mi się niekiedy zdarza. Przede wszystkim jednak, znam osobiście czy ze słyszenia zbyt wielu znakomitych badaczy omawianego terenu, bym swoje oceny mógł nazwać inaczej, niż wymądrzaniem się. Dotychczasowe doświadczenia sugerują, że merytorycznych zonków może być sporo - choć wydawszy w sumie 81 PLN bardzo chciałbym się mylić. Przy przeglądaniu w oko wpadły mi tylko ślady słynnego już niechlujstwa pierwszego z autorów (wg kolejności na okładce), który nie widzi potrzeby rozróżniania pułków armii wspólnej od pułków Landwehry, tudzież równie słynne jego wtrącenia w cytaty.
Książkę uważam za propozycję ciekawą, choć niestety – zwłaszcza w odniesieniu do zachodnich wzorów – bardzo kulawą. Jest to bardziej opis wydarzeń, wzbogacony o wzmianki o zachowanych śladach tychże i informacje krajoznawcze, niż poprawnie skonstruowany przewodnik historyczno-militarny. Ponadto przewodnik po tym regionie powinien być raczej transgraniczny, niż
dłubany nadleśnictwami. Niemniej jednak, turyści zorientowani na historię, a nie zagłębieni dotąd w tematykę I wś w Bieszczadach („i okolicach”) mogą tam znaleźć coś nowego, a wydaje mi się, że wskutek dodania innych treści niż militarne, to oni są głównymi adresatami.
Zaznaczam, że jest to opinia po zaledwie kilkakrotnym przewertowaniu całości i finalna ocena może się zmienić, zarówno na plus, jak i na minus.
Plus:
- pomysł - jest niewiele odpowiedników na polskim rynku
- ładne pod względem graficznym wydanie
- wyróżnienie treści krajoznawczych oraz biogramów kolorem tła i krojem czcionki
- dużo zdjęć, w tym archiwalnych (choć są malutkie)
- liczne ciekawostki krajoznawcze przy
trasach spoza zasadniczego tematu
- indeksy
Minusy:
- brak kompleksowości ujęcia tematu - układ wg granic współczesnych nadleśnictw
- kontrast pomiędzy rozwlekłym opisem wydarzeń a suchym opisem interesujących miejsc
- wybiórczość
przystanków i ich słabe nawiązanie do terenu (brak dokładnej lokalizacji)
- słabe nawiązanie historii do krajobrazu
- brak map sytuacyjnych ilustrujących opis
- słabe mapy do
tras dziennych
- cena
Na koniec chciałbym podziękować koledze Jarkowi, dzięki któremu dowiedziałem się, że takie coś się ukazało.
Zwykle bowiem jestem spóźniony
