Książkowe i archiwalne wojaże
Re: Książkowe i archiwalne wojaże
Incubusowi z pozdrowieniem.
Fedor Stepun (Фёдор Августович Степун, 1884–1965) był rosyjskim filozofem, pisarzem, publicystą, oficerem armii carskiej, a później profesorem w Niemczech i na emigracji...
W I wojnie światowej: służył jako oficer armii rosyjskiej; swoje doświadczenia opisał w książce „Als ich russischer Offizier war” („Gdy byłem rosyjskim oficerem”), która jest osobistą, refleksyjną relacją z wojny, pisaną z pozycji duchowej i humanistycznej.
Przytaczam fragment, streszczenie jego listu pisanego do matki:
---
Do Matki
21 stycznia 1915, Jaśliska, Galicja
Od wczoraj jesteśmy w Jaśliskach, po przybyciu z pozycji pod Wolą Wyżną (Wolja Wyschnja), gdzie przez sześć dni uczestniczyliśmy w zaciekłych walkach, zakończonych naszym błyskotliwym zwycięstwem. Austriacy stracili trzy tysiące jeńców, sześć dział, osiem karabinów maszynowych, wagony taborowe i sto koni. Wszystkie dni walki spędziłem z Iwanem Dmitrijewiczem na stanowisku obserwacyjnym.
Noce tam były piękne – mroźne i jasne. Do punktu obserwacyjnego skradałem się w śniegu o świcie, czasem pieszo, czasem na dziecięcych sankach, do których zaprzęgano kudłate źrebięta. Stanowisko było nieosłonięte, trzeba było pozostawiać konie za lasem i cicho przemykać do ukrytej „jaskini”. Pomimo rozwagi, zawsze towarzyszyło temu poczucie niepokoju.
Pewnego dnia zostaliśmy z Iwanem Dmitrijewiczem ostrzelani kulami karabinowymi. Wspominałem wtedy, jak inny jest charakter ognia z szrapneli – „rycerskiego”, zapowiadającego się gwizdem – w porównaniu z cichą i śmiertelnie precyzyjną kulą karabinową, wymierzoną wprost w zranienie lub śmierć.
Samo słowo „walka” brzmi przerażająco, ale dla nas, artylerzystów, oznacza to przeważnie spokojny, niemal idylliczny przebieg: kopanie płytkiego rowu, maskowanie śniegiem, rozstawienie peryskopu i telefonu. Po otrzymaniu telefonicznego rozkazu ostrzelania określonego wzgórza, Iwan Dmitrijewicz spokojnie oblicza komendy, po czym – po krótkiej przerwie na cygaro – wydaje rozkaz przez telefon: „Ognia!”
Z oddali słychać „Strzał!”, ja zaś obserwuję przez peryskop. Widzę głowy Austriaków, pojawiające się nad okopami, a potem znikające. Nasze granaty i szrapnele wybuchają coraz celniej – „Bardziej w lewo, bardziej w prawo” – aż zaczynają trafiać bezpośrednio nad rowami przeciwnika...
---
Fedor Stepun (Фёдор Августович Степун, 1884–1965) był rosyjskim filozofem, pisarzem, publicystą, oficerem armii carskiej, a później profesorem w Niemczech i na emigracji...
W I wojnie światowej: służył jako oficer armii rosyjskiej; swoje doświadczenia opisał w książce „Als ich russischer Offizier war” („Gdy byłem rosyjskim oficerem”), która jest osobistą, refleksyjną relacją z wojny, pisaną z pozycji duchowej i humanistycznej.
Przytaczam fragment, streszczenie jego listu pisanego do matki:
---
Do Matki
21 stycznia 1915, Jaśliska, Galicja
Od wczoraj jesteśmy w Jaśliskach, po przybyciu z pozycji pod Wolą Wyżną (Wolja Wyschnja), gdzie przez sześć dni uczestniczyliśmy w zaciekłych walkach, zakończonych naszym błyskotliwym zwycięstwem. Austriacy stracili trzy tysiące jeńców, sześć dział, osiem karabinów maszynowych, wagony taborowe i sto koni. Wszystkie dni walki spędziłem z Iwanem Dmitrijewiczem na stanowisku obserwacyjnym.
Noce tam były piękne – mroźne i jasne. Do punktu obserwacyjnego skradałem się w śniegu o świcie, czasem pieszo, czasem na dziecięcych sankach, do których zaprzęgano kudłate źrebięta. Stanowisko było nieosłonięte, trzeba było pozostawiać konie za lasem i cicho przemykać do ukrytej „jaskini”. Pomimo rozwagi, zawsze towarzyszyło temu poczucie niepokoju.
Pewnego dnia zostaliśmy z Iwanem Dmitrijewiczem ostrzelani kulami karabinowymi. Wspominałem wtedy, jak inny jest charakter ognia z szrapneli – „rycerskiego”, zapowiadającego się gwizdem – w porównaniu z cichą i śmiertelnie precyzyjną kulą karabinową, wymierzoną wprost w zranienie lub śmierć.
Samo słowo „walka” brzmi przerażająco, ale dla nas, artylerzystów, oznacza to przeważnie spokojny, niemal idylliczny przebieg: kopanie płytkiego rowu, maskowanie śniegiem, rozstawienie peryskopu i telefonu. Po otrzymaniu telefonicznego rozkazu ostrzelania określonego wzgórza, Iwan Dmitrijewicz spokojnie oblicza komendy, po czym – po krótkiej przerwie na cygaro – wydaje rozkaz przez telefon: „Ognia!”
Z oddali słychać „Strzał!”, ja zaś obserwuję przez peryskop. Widzę głowy Austriaków, pojawiające się nad okopami, a potem znikające. Nasze granaty i szrapnele wybuchają coraz celniej – „Bardziej w lewo, bardziej w prawo” – aż zaczynają trafiać bezpośrednio nad rowami przeciwnika...
---
Re: Książkowe i archiwalne wojaże
Cd. - Fedor Stepun
- jako filozof i pisarz nie relacjonuje walk z perspektywy taktycznej, ale z perspektywy człowieka myślącego, który w okopach nie przestaje być czytelnikiem, myślicielem i świadomym uczestnikiem świata...
Podaję teraz końcówkę tego rozległego listu do matki z Jaślisk:
---
...Najbardziej zdumiewające w wojnie jest to, że nikt w głębi duszy nie czuje nienawiści do drugiego. Jeden zabija drugiego, nieświadomie albo z zapału, ale prawdziwa nienawiść – gorąca i osobista – istnieje tylko na tyłach: u korespondentów prasowych, rozmarzonych gimnazjalistek, ochotników, którzy jeszcze nie byli na froncie, czy u ludzi, którzy w wojnie i w Niemcach znaleźli ujście dla swoich własnych urazów i cierpień.
Ci natomiast, którzy rzeczywiście stoją na froncie, są połączeni czymś znacznie ważniejszym niż wrogość – wspólnotą losu wszystkich, którzy zostali postawieni naprzeciwko sobie w obliczu śmierci i zmuszeni, by czynić to, co najbardziej obce człowiekowi: zabijać innych ludzi. I w tym doświadczeniu – wspólnym losie naszym i losie wroga – kryje się coś, co w wojnie wznosi się ponad nienawiść: miłość do świata i jedność ludzi.
To nie jest sofistyka. To bardzo realne uczucie – budzi się we mnie za każdym razem, gdy widzę, jak jeden z naszych żołnierzy rozmawia z mijanym jeńcem. Jak szybko i głęboko się rozumieją – bo obaj przeżyli to samo straszliwe i tajemnicze doświadczenie, mimo że przed chwilą chcieli się wzajemnie zlikwidować.
Dobranoc. Idę spać. Jak dobrze, że jutro nie trzeba wstawać o piątej i jechać na punkt obserwacyjny. Nasz pobyt na tym odcinku dobiega końca. Za kilka dni przejdziemy do rezerwy.
Byłoby grzechem narzekać – to piechota miała ciężko: każdej nocy na wysuniętych pozycjach, w śniegu i dwudziestostopniowym mrozie, pod ogniem karabinów maszynowych. My mogliśmy tylko w półśnie nasłuchiwać ich terkotania.
Ale wszystko jest względne. I nie mogę się powstrzymać od uczucia szczęścia, że dziś zasnę bez potrzeby nasłuchiwania i bez tego, co czułem wcześniej – że tuż za ścianą, przy której stoi moje łóżko, leży rzędem dwadzieścia zwęglonych przez mróz ciał, czekających na pochówek.
---
Koniec listu
- jako filozof i pisarz nie relacjonuje walk z perspektywy taktycznej, ale z perspektywy człowieka myślącego, który w okopach nie przestaje być czytelnikiem, myślicielem i świadomym uczestnikiem świata...
Podaję teraz końcówkę tego rozległego listu do matki z Jaślisk:
---
...Najbardziej zdumiewające w wojnie jest to, że nikt w głębi duszy nie czuje nienawiści do drugiego. Jeden zabija drugiego, nieświadomie albo z zapału, ale prawdziwa nienawiść – gorąca i osobista – istnieje tylko na tyłach: u korespondentów prasowych, rozmarzonych gimnazjalistek, ochotników, którzy jeszcze nie byli na froncie, czy u ludzi, którzy w wojnie i w Niemcach znaleźli ujście dla swoich własnych urazów i cierpień.
Ci natomiast, którzy rzeczywiście stoją na froncie, są połączeni czymś znacznie ważniejszym niż wrogość – wspólnotą losu wszystkich, którzy zostali postawieni naprzeciwko sobie w obliczu śmierci i zmuszeni, by czynić to, co najbardziej obce człowiekowi: zabijać innych ludzi. I w tym doświadczeniu – wspólnym losie naszym i losie wroga – kryje się coś, co w wojnie wznosi się ponad nienawiść: miłość do świata i jedność ludzi.
To nie jest sofistyka. To bardzo realne uczucie – budzi się we mnie za każdym razem, gdy widzę, jak jeden z naszych żołnierzy rozmawia z mijanym jeńcem. Jak szybko i głęboko się rozumieją – bo obaj przeżyli to samo straszliwe i tajemnicze doświadczenie, mimo że przed chwilą chcieli się wzajemnie zlikwidować.
Dobranoc. Idę spać. Jak dobrze, że jutro nie trzeba wstawać o piątej i jechać na punkt obserwacyjny. Nasz pobyt na tym odcinku dobiega końca. Za kilka dni przejdziemy do rezerwy.
Byłoby grzechem narzekać – to piechota miała ciężko: każdej nocy na wysuniętych pozycjach, w śniegu i dwudziestostopniowym mrozie, pod ogniem karabinów maszynowych. My mogliśmy tylko w półśnie nasłuchiwać ich terkotania.
Ale wszystko jest względne. I nie mogę się powstrzymać od uczucia szczęścia, że dziś zasnę bez potrzeby nasłuchiwania i bez tego, co czułem wcześniej – że tuż za ścianą, przy której stoi moje łóżko, leży rzędem dwadzieścia zwęglonych przez mróz ciał, czekających na pochówek.
---
Koniec listu
Re: Książkowe i archiwalne wojaże
F. Stepun, jeszcze fragment z innego listu...
List do Żony
16 maja 1915
Stanowisko w polu
---
...Jestem śmiertelnie zmęczony. Przez te trzy tygodnie nie zdjęliśmy nawet na chwilę ubrań, nie mówiąc o butach. Przez całe dnie i noce, po dwadzieścia cztery godziny, spaliśmy najwyżej po trzy, cztery godziny, i to w warunkach nieustannego, bardzo realnego zagrożenia śmiercią.
Były chwile tak potężne i mroczne w swym nastroju, że miały w sobie coś apokaliptycznego. Nigdy nie zapomnę jednej z pozycji, na którą wycofaliśmy się po ciężkich, zażartych walkach, późnym wieczorem. Już do nas nie strzelano, i ze zmęczenia zasnąłem bezpośrednio na nagiej ziemi. Gdy się obudziłem, było już ciemno. Stałem na łysym, zaokrąglonym wzgórzu, jakby na małym segmencie kuli ziemskiej. Wydeptane ściernisko i jeszcze nieobsiane pola otaczała dziwna, czarno-liliowa poświata. Nasze wzgórze było ze wszystkich stron zamknięte krwistoczerwonym sklepieniem nieba. Wokół płonęły ogromne stosy słomy i drewna, podpalone przez przeciwnika wsie stały w ogniu. Olbrzymie kolumny czarnego dymu unosiły się zwarto ku górze. Gwałtowny wiatr pchał w szarpanych podmuchach swąd spalenizny wprost na naszą baterię. Pomiędzy działonami biegała obłąkana kobieta, rzucała się od jednego żołnierza do drugiego, błagała płacząc i krzycząc, żebyśmy nie chowali dział za wzgórzem, tylko wystawili je otwarcie na jego grzbiecie.
Następnego dnia zajęliśmy pozycję w otwartym terenie — już pod silnym ostrzałem z karabinów. Strzelaliśmy na odległość około 800 metrów. Nie było mowy o jakimkolwiek okopie. Staliśmy wyprostowani, nie pochylając głów, nie chowając się za tarczami dział. Przez pół godziny wokół nas nieprzerwanie świstały pociski, uderzały w ziemię albo eksplodowały w powietrzu.
Stałem i przekazywałem rozkazy, ale w mojej duszy śpiewała melodia — nieuchwytna, lecz bardzo realna — która brzmi we mnie zawsze, gdy zbliża się śmierć. Pierwszy raz zabrzmiała w mojej piersi w chwili największego zagrożenia — i odtąd wraca za każdym razem, sama się we mnie stroi, uspokaja mnie i daje siłę, by wszystko znieść i wszystko przyjąć.
Kiedy ta melodia zaczyna we mnie śpiewać, mogę śmiało śpiewać razem z nią. Ale gdy niebezpieczeństwo mija — cichnie, odchodzi, a ja nie potrafię jej sobie przypomnieć.
To bardzo dziwne, a zarazem całkowicie realne doświadczenie. Może ta melodia nie jest niczym innym, jak rytmiczną praeideą mojej życiowej i miłosnej tematyki?
---
List do Żony
16 maja 1915
Stanowisko w polu
---
...Jestem śmiertelnie zmęczony. Przez te trzy tygodnie nie zdjęliśmy nawet na chwilę ubrań, nie mówiąc o butach. Przez całe dnie i noce, po dwadzieścia cztery godziny, spaliśmy najwyżej po trzy, cztery godziny, i to w warunkach nieustannego, bardzo realnego zagrożenia śmiercią.
Były chwile tak potężne i mroczne w swym nastroju, że miały w sobie coś apokaliptycznego. Nigdy nie zapomnę jednej z pozycji, na którą wycofaliśmy się po ciężkich, zażartych walkach, późnym wieczorem. Już do nas nie strzelano, i ze zmęczenia zasnąłem bezpośrednio na nagiej ziemi. Gdy się obudziłem, było już ciemno. Stałem na łysym, zaokrąglonym wzgórzu, jakby na małym segmencie kuli ziemskiej. Wydeptane ściernisko i jeszcze nieobsiane pola otaczała dziwna, czarno-liliowa poświata. Nasze wzgórze było ze wszystkich stron zamknięte krwistoczerwonym sklepieniem nieba. Wokół płonęły ogromne stosy słomy i drewna, podpalone przez przeciwnika wsie stały w ogniu. Olbrzymie kolumny czarnego dymu unosiły się zwarto ku górze. Gwałtowny wiatr pchał w szarpanych podmuchach swąd spalenizny wprost na naszą baterię. Pomiędzy działonami biegała obłąkana kobieta, rzucała się od jednego żołnierza do drugiego, błagała płacząc i krzycząc, żebyśmy nie chowali dział za wzgórzem, tylko wystawili je otwarcie na jego grzbiecie.
Następnego dnia zajęliśmy pozycję w otwartym terenie — już pod silnym ostrzałem z karabinów. Strzelaliśmy na odległość około 800 metrów. Nie było mowy o jakimkolwiek okopie. Staliśmy wyprostowani, nie pochylając głów, nie chowając się za tarczami dział. Przez pół godziny wokół nas nieprzerwanie świstały pociski, uderzały w ziemię albo eksplodowały w powietrzu.
Stałem i przekazywałem rozkazy, ale w mojej duszy śpiewała melodia — nieuchwytna, lecz bardzo realna — która brzmi we mnie zawsze, gdy zbliża się śmierć. Pierwszy raz zabrzmiała w mojej piersi w chwili największego zagrożenia — i odtąd wraca za każdym razem, sama się we mnie stroi, uspokaja mnie i daje siłę, by wszystko znieść i wszystko przyjąć.
Kiedy ta melodia zaczyna we mnie śpiewać, mogę śmiało śpiewać razem z nią. Ale gdy niebezpieczeństwo mija — cichnie, odchodzi, a ja nie potrafię jej sobie przypomnieć.
To bardzo dziwne, a zarazem całkowicie realne doświadczenie. Może ta melodia nie jest niczym innym, jak rytmiczną praeideą mojej życiowej i miłosnej tematyki?
---
Re: Książkowe i archiwalne wojaże
Wstrząsające, a zarazem jakże piękne w swoim głębokim humanizmie...
Re: Książkowe i archiwalne wojaże
Gazeta Świąteczna, nr 1860, 24 września 1916, fragment, link do gazety pod tekstem.
Groby żołnierskie
Wojna to klęska — wszyscy ciężar jej czują. Teraz dopiero zrozumieliśmy, jakie to straszne i bolesne przejścia nauczyły pradziadów naszych wołać błagalnie do Boga:
„Od powietrza, głodu, ognia i wojny wybaw nas, Panie!”
Ale niczem jeszcze są wszystkie utrapienia, które wojna sprowadza, wobec boleści tych, których najbliżsi i najdrożsi ponoszą śmierć na polach bitew. Któż zapłacze tak krwawemi łzami, jak matka, której syn poległ gdzieś na obcej ziemi? Gdyby go mogła była przynajmniej zobaczyć! Gdyby mogła chociaż zapłakać na jego mogile! Nie ma tej pociechy! Obcym piaskiem zasypano oczy jej dziecka i ona nie wie, nie będzie nigdy wiedziała, na jakiem błoniu czy polu jej skarb spoczywa, czy nad nim niwa szumi kłosami, czy drzewo liśćmi szeleści.
Pociesz się, matko zbolała! Są dobrzy ludzie, którzy odczuli boleść twego serca i chcą ci dać choć tę słabą pociechę, że będziesz wiedziała, gdzie syn twój spoczywa i dokąd masz tęskną myślą do niego wybiegać. I będziesz marzyła, że — kto wie — może kiedyś zdołasz jakim trafem dostać się w owe dalekie strony i wiedząc już, gdzie szukać, odnajdziesz tę drogą sercu twemu mogiłę.
Skądże przyjdzie do ciebie ta wiadomość o twym drogim zmarłym? Oto znalazł się w okolicach Rawki, gdzie tak wielu żołnierzy poległo, dobry jakiś człowiek, który zaczął już spisywać groby i nazwiska poległych i do roboty tej wszystkich zachęca. Pisze o tem „Kuryer Polski”, z którego przytaczam, co następuje:
„Ziemia polska stała się prawdziwą ziemią mogił i krzyżów. Wyrosły na niej nietylko liczne i tłumne cmentarzyska w pobliżu siedlisk ludzkich, ale wiele mniejszych i większych cmentarzy i mogił po miejscach bezludnych, po lasach i polach, po ostępach puszczańskich, po bagnach i nieużytkach. Wiele mogił oznaczono krzyżami i choć tymczasowemi napisami, wiele stoi bezimiennych. I niewiadomo, kto w nich leży... Swój, czy wróg? Przyjaciel, czy obcy a obojętny, którego losy na ziemię polską zapędziły i tu mu spocząć na wieki kazały? A przecież każdy zostawił gdzieś na świecie kogoś, kto go długo i tęsknie czekał, kto go opłakał, kto pragnie choćby tylko wieści, gdzie drogie zwłoki spoczynek po znoju wojennym znalazły.”
„Wojna się skończy. Ucichną złe namiętności. Zapanuje spokój i zgoda pomiędzy narodami i państwami. I wtedy rodziny szukać będą śladów mogił swych najdroższych.”
---
https://crispa.uw.edu.pl/object/files/2 ... ay/Default
---
Groby żołnierskie
Wojna to klęska — wszyscy ciężar jej czują. Teraz dopiero zrozumieliśmy, jakie to straszne i bolesne przejścia nauczyły pradziadów naszych wołać błagalnie do Boga:
„Od powietrza, głodu, ognia i wojny wybaw nas, Panie!”
Ale niczem jeszcze są wszystkie utrapienia, które wojna sprowadza, wobec boleści tych, których najbliżsi i najdrożsi ponoszą śmierć na polach bitew. Któż zapłacze tak krwawemi łzami, jak matka, której syn poległ gdzieś na obcej ziemi? Gdyby go mogła była przynajmniej zobaczyć! Gdyby mogła chociaż zapłakać na jego mogile! Nie ma tej pociechy! Obcym piaskiem zasypano oczy jej dziecka i ona nie wie, nie będzie nigdy wiedziała, na jakiem błoniu czy polu jej skarb spoczywa, czy nad nim niwa szumi kłosami, czy drzewo liśćmi szeleści.
Pociesz się, matko zbolała! Są dobrzy ludzie, którzy odczuli boleść twego serca i chcą ci dać choć tę słabą pociechę, że będziesz wiedziała, gdzie syn twój spoczywa i dokąd masz tęskną myślą do niego wybiegać. I będziesz marzyła, że — kto wie — może kiedyś zdołasz jakim trafem dostać się w owe dalekie strony i wiedząc już, gdzie szukać, odnajdziesz tę drogą sercu twemu mogiłę.
Skądże przyjdzie do ciebie ta wiadomość o twym drogim zmarłym? Oto znalazł się w okolicach Rawki, gdzie tak wielu żołnierzy poległo, dobry jakiś człowiek, który zaczął już spisywać groby i nazwiska poległych i do roboty tej wszystkich zachęca. Pisze o tem „Kuryer Polski”, z którego przytaczam, co następuje:
„Ziemia polska stała się prawdziwą ziemią mogił i krzyżów. Wyrosły na niej nietylko liczne i tłumne cmentarzyska w pobliżu siedlisk ludzkich, ale wiele mniejszych i większych cmentarzy i mogił po miejscach bezludnych, po lasach i polach, po ostępach puszczańskich, po bagnach i nieużytkach. Wiele mogił oznaczono krzyżami i choć tymczasowemi napisami, wiele stoi bezimiennych. I niewiadomo, kto w nich leży... Swój, czy wróg? Przyjaciel, czy obcy a obojętny, którego losy na ziemię polską zapędziły i tu mu spocząć na wieki kazały? A przecież każdy zostawił gdzieś na świecie kogoś, kto go długo i tęsknie czekał, kto go opłakał, kto pragnie choćby tylko wieści, gdzie drogie zwłoki spoczynek po znoju wojennym znalazły.”
„Wojna się skończy. Ucichną złe namiętności. Zapanuje spokój i zgoda pomiędzy narodami i państwami. I wtedy rodziny szukać będą śladów mogił swych najdroższych.”
---
https://crispa.uw.edu.pl/object/files/2 ... ay/Default
---
Re: Książkowe i archiwalne wojaże
Fragmenty ze Stepuna jakie zamieściłeś, Stani, przypomniały dla mnie pewne inne dwa fragmenty. Rzecz dzieje się na froncie włoskim Wielkiej Wojny, rok 1918.
Halbmonatbericht, czy ściślej rzecz biorąc -Bericht über die Flugtätitigkeit vom 1. bis 15. Juli 1918 Koluft-a 11. Armii donosi w części 5. - Eig.Verluste:
7. Juli. Pilot Zgsf. Bierlotter, Flik 9 J, im gleichen Luftkampf hinter fdl Linien brennend abgestürzt.
Pisze w swoich wspomnieniach Battaglie nel Cielo Silvio Scaroni - drugi pod względem zestrzeleń włoski as myśliwski, który spowodował był w tejże walce zestrzelenie jednego i uszkodzenie drugiego austro-węgierskiego samolotu - w ten sposób o Zugsführerze Bierlotterze, swojej trzeciej ofierze tego dnia (tłumaczenie własne):
Zniżam się ku niemu z pełną prędkością i nim próbuje jakiegokolwiek uniku – moje serie trafiają go równo, to koniec…
Prędkość zyskana w nurkowaniu pozwoliła mi się zrównać bok w bok z wrogą maszyną, widziałem stamtąd najokropniejszy spektakl jaki moje oczy kiedykolwiek widziały.
Wroga maszyna zapaliła się błyskawicznie, płomienie pchane w tył przez silny wiatr ogarnęły cały kadłub: widzę dwie upiorne ręce wyłaniające się z tego rozpalonego pieca jak nerwowo próbują schwycić górny płat skrzydła aby się podciągnąć. Zaraz wkrótce wyłania się z ognia głowa pilota w żółtawym hełmie, a następnie ciało aż do pasa...
Pilot w desperackiej próbie ucieczki z ognia staje na fotelu, porzucając stery.
Odwraca się, jego szeroko rozwarte przerażenia pełne oczy spotykają moje. Czuję, że błagalne spojrzenie penetruje moją duszę do dna, ciarki zgrozy przebiegają przez moje ciało.
Moje bezpieczne skrzydła są ledwie kilka metrów dalej, niczym ostatnia deska ratunku, wygląda dla mnie na to że chce się na nie rzucić. Desperacja w tym tragicznym momencie pozwala mu dostrzec graniczący z niemożliwością ratunek. Nagły wstrząs jego samolotu wyrzuca go w pustkę, spada w nią gwałtownie wciąż trzymając w zaciśniętych dłoniach płonące strzępy płata, do których przyciska się z szaloną desperacją rozbitka…
Halbmonatbericht, czy ściślej rzecz biorąc -Bericht über die Flugtätitigkeit vom 1. bis 15. Juli 1918 Koluft-a 11. Armii donosi w części 5. - Eig.Verluste:
7. Juli. Pilot Zgsf. Bierlotter, Flik 9 J, im gleichen Luftkampf hinter fdl Linien brennend abgestürzt.
Pisze w swoich wspomnieniach Battaglie nel Cielo Silvio Scaroni - drugi pod względem zestrzeleń włoski as myśliwski, który spowodował był w tejże walce zestrzelenie jednego i uszkodzenie drugiego austro-węgierskiego samolotu - w ten sposób o Zugsführerze Bierlotterze, swojej trzeciej ofierze tego dnia (tłumaczenie własne):
Zniżam się ku niemu z pełną prędkością i nim próbuje jakiegokolwiek uniku – moje serie trafiają go równo, to koniec…
Prędkość zyskana w nurkowaniu pozwoliła mi się zrównać bok w bok z wrogą maszyną, widziałem stamtąd najokropniejszy spektakl jaki moje oczy kiedykolwiek widziały.
Wroga maszyna zapaliła się błyskawicznie, płomienie pchane w tył przez silny wiatr ogarnęły cały kadłub: widzę dwie upiorne ręce wyłaniające się z tego rozpalonego pieca jak nerwowo próbują schwycić górny płat skrzydła aby się podciągnąć. Zaraz wkrótce wyłania się z ognia głowa pilota w żółtawym hełmie, a następnie ciało aż do pasa...
Pilot w desperackiej próbie ucieczki z ognia staje na fotelu, porzucając stery.
Odwraca się, jego szeroko rozwarte przerażenia pełne oczy spotykają moje. Czuję, że błagalne spojrzenie penetruje moją duszę do dna, ciarki zgrozy przebiegają przez moje ciało.
Moje bezpieczne skrzydła są ledwie kilka metrów dalej, niczym ostatnia deska ratunku, wygląda dla mnie na to że chce się na nie rzucić. Desperacja w tym tragicznym momencie pozwala mu dostrzec graniczący z niemożliwością ratunek. Nagły wstrząs jego samolotu wyrzuca go w pustkę, spada w nią gwałtownie wciąż trzymając w zaciśniętych dłoniach płonące strzępy płata, do których przyciska się z szaloną desperacją rozbitka…
Ostatnio zmieniony 19 kwie 2025, 15:33 przez Kiekeritz, łącznie zmieniany 1 raz.
Re: Książkowe i archiwalne wojaże
Kiekeritz,
dziękuję bardzo za wpis. Te wszystkie relacje bitewne można by ująć:
„Zabijać nie chciałem, ale chciałem cię pokonać.”
To wewnętrzne pole bitwy. Ono nie znika po zwycięstwie.
Jak zachować człowieczeństwo w nieludzkich warunkach, gdy te warunki stworzyli sami ludzie? - To paradoks, który boli najbardziej.
Wystarczy milczenie po kropce.
dziękuję bardzo za wpis. Te wszystkie relacje bitewne można by ująć:
„Zabijać nie chciałem, ale chciałem cię pokonać.”
To wewnętrzne pole bitwy. Ono nie znika po zwycięstwie.
Jak zachować człowieczeństwo w nieludzkich warunkach, gdy te warunki stworzyli sami ludzie? - To paradoks, który boli najbardziej.
Wystarczy milczenie po kropce.
Re: Książkowe i archiwalne wojaże
"Im Schlachtgetümmel des Weltkriegs – Erzählungen aus dem Völkerkrieg 1914"
= "W bitewnym zamęcie Wielkiej Wojny - Relacje z wojny narodów 1914"
Tekst nie został opatrzony dokładną datą
Fragment relacji przedstawia dramatyczny epizod szturmu na pozycje Twierdzy Przemyśl oraz obrazy z pola bitwy bezpośrednio po zakończonych walkach.
---
... W ostatnich dniach oblężenia pewien oficer został wysłany na pole bitwy, by zebrać poległych żołnierzy. Oficer ten miał przy okazji zobaczyć pole bitwy niemal natychmiast po szturmie. Oto jego relacja:
Na miejscu, gdzie Rosjanie próbowali dokonać wyłomu, leżało na bardzo małej przestrzeni co najmniej pięćset ciał, jedno obok drugiego, splątanych ze sobą.
Przed pewną przeszkodą ułożyli się tak gęsto, że ziemi w ogóle nie było widać.
Gdzieś tam glacis* miał dwa stopnie. Na tych nieszczęsnych stopniach zginęły setki ludzi od szaleńczego ognia naszych karabinów maszynowych. Nie wiedzieli, że zginą od ukrytych karabinów maszynowych. W ciągu godzin stopnie pokryły się setkami ciał.
Był to prawdziwy panoptikum — coś, czego żadna ludzka wyobraźnia nie potrafi sobie wyobrazić. Tam leżał żołnierz na plecach z wyciągniętymi ramionami, jakby jeszcze trzymał karabin w rękach, w chwili śmierci.
Inny żołnierz, który właśnie wdrapywał się na skarpę, przyczepił się obiema rękami do górnej krawędzi i podniósł głowę. Zamarł w tej pozycji i zastygł — w jakimś osobliwym geście. Trzeba było podejść bardzo blisko, aby uwierzyć, że naprawdę jest martwy.
Jeden leżał bez głowy i bez rąk. Inny uśmiechnięty, z roztrzaskaną czaszką i wypatroszonym mózgiem, z telefonem jeszcze przy uszach.
Ludzie, oślepieni przez reflektory, z zamkniętymi oczami, przysypani piaskiem, zamarli w tych pozach. Większość leżała na plecach. Wokół nich karabiny, plecaki, hełmy, a ziemia wybrukowana łuskami.
Tylko nielicznym udało się wydostać z tego piekła. Martwe ciała leżały wokół jak bezkształtna masa aż do brzegu rowu...
* Glacis — w terminologii fortyfikacyjnej to otwarty, lekko opadający teren przed fosą twierdzy.
---
= "W bitewnym zamęcie Wielkiej Wojny - Relacje z wojny narodów 1914"
Tekst nie został opatrzony dokładną datą
Fragment relacji przedstawia dramatyczny epizod szturmu na pozycje Twierdzy Przemyśl oraz obrazy z pola bitwy bezpośrednio po zakończonych walkach.
---
... W ostatnich dniach oblężenia pewien oficer został wysłany na pole bitwy, by zebrać poległych żołnierzy. Oficer ten miał przy okazji zobaczyć pole bitwy niemal natychmiast po szturmie. Oto jego relacja:
Na miejscu, gdzie Rosjanie próbowali dokonać wyłomu, leżało na bardzo małej przestrzeni co najmniej pięćset ciał, jedno obok drugiego, splątanych ze sobą.
Przed pewną przeszkodą ułożyli się tak gęsto, że ziemi w ogóle nie było widać.
Gdzieś tam glacis* miał dwa stopnie. Na tych nieszczęsnych stopniach zginęły setki ludzi od szaleńczego ognia naszych karabinów maszynowych. Nie wiedzieli, że zginą od ukrytych karabinów maszynowych. W ciągu godzin stopnie pokryły się setkami ciał.
Był to prawdziwy panoptikum — coś, czego żadna ludzka wyobraźnia nie potrafi sobie wyobrazić. Tam leżał żołnierz na plecach z wyciągniętymi ramionami, jakby jeszcze trzymał karabin w rękach, w chwili śmierci.
Inny żołnierz, który właśnie wdrapywał się na skarpę, przyczepił się obiema rękami do górnej krawędzi i podniósł głowę. Zamarł w tej pozycji i zastygł — w jakimś osobliwym geście. Trzeba było podejść bardzo blisko, aby uwierzyć, że naprawdę jest martwy.
Jeden leżał bez głowy i bez rąk. Inny uśmiechnięty, z roztrzaskaną czaszką i wypatroszonym mózgiem, z telefonem jeszcze przy uszach.
Ludzie, oślepieni przez reflektory, z zamkniętymi oczami, przysypani piaskiem, zamarli w tych pozach. Większość leżała na plecach. Wokół nich karabiny, plecaki, hełmy, a ziemia wybrukowana łuskami.
Tylko nielicznym udało się wydostać z tego piekła. Martwe ciała leżały wokół jak bezkształtna masa aż do brzegu rowu...
* Glacis — w terminologii fortyfikacyjnej to otwarty, lekko opadający teren przed fosą twierdzy.
---
Re: Książkowe i archiwalne wojaże
Czytając "Prozę" Różewicza, zauważyłem, że on również interesował się losem Twierdzy Przemyśl. W rozdziale Remanent przywołuje dramatyczne sceny z ostatnich dni oblężenia i wzruszający gest generała Kusmanka.
Cytuję fragment:
---
OSTATNIE GODZINY PRZEMYŚLA I PIECZONE GOŁĄBKI
Wieczorem przed ostatnią wycieczką, która miała rozstrzygnąć o losie Przemyśla, otrzymał każdy żołnierz z ostatniej reszty zapasów po dwie konserwy. Wygłodzona załoga wprost połknęła tę żywność, nic też dziwnego, że wielu żołnierzy zachorowało. Jak donosi „Neue Freie Presse” konie już wszystkie były zabite i spożyte. Jako ostatnie zabito konie generałów. Resztki owsa zmielono dawno na mąkę i wraz z koniną rozdzielono między cierpiącą ludność. Opowiadają, że generałowi Kusmankowi przyniesiono w sobotę ostatniego upieczonego gołębia pocztowego. Generał nie przyjął pieczeni, lecz posłał ją pewnemu ciężko choremu żołnierzowi do szpitala.
Gest generała Kusmanka tak mnie wzruszył i zaciekawił, że postanowiłem prześledzić czyny i losy tego Bohatera; Hektora austriackiego.
Dziennik „Politiken” (ukazujący się w Kopenhadze) donosi 26 marca z Londynu: „Rosyjskie kierownictwo armii wyraża się o obrońcy Przemyśla Kusmanku z największym szacunkiem i chwali go jako żołnierza odważnego i wytrwałego”.
„Neues Wiener Journal” ... „Od jednego z lotników pochodzi wiadomość o ostatnich chwilach twierdzy... Wszystkie pozostałe przy życiu konie zabito i mięso rozdzielono, aby załoga miała co jeść, zanim Rosyanie zarządzą regularną dostawę żywności... Generał Kusmanek otrzymał w niedzielę upieczonego gołębia pocztowego, nie przyjął jednak tego pożywienia i kazał je podać choremu żołnierzowi...
---
Cytuję fragment:
---
OSTATNIE GODZINY PRZEMYŚLA I PIECZONE GOŁĄBKI
Wieczorem przed ostatnią wycieczką, która miała rozstrzygnąć o losie Przemyśla, otrzymał każdy żołnierz z ostatniej reszty zapasów po dwie konserwy. Wygłodzona załoga wprost połknęła tę żywność, nic też dziwnego, że wielu żołnierzy zachorowało. Jak donosi „Neue Freie Presse” konie już wszystkie były zabite i spożyte. Jako ostatnie zabito konie generałów. Resztki owsa zmielono dawno na mąkę i wraz z koniną rozdzielono między cierpiącą ludność. Opowiadają, że generałowi Kusmankowi przyniesiono w sobotę ostatniego upieczonego gołębia pocztowego. Generał nie przyjął pieczeni, lecz posłał ją pewnemu ciężko choremu żołnierzowi do szpitala.
Gest generała Kusmanka tak mnie wzruszył i zaciekawił, że postanowiłem prześledzić czyny i losy tego Bohatera; Hektora austriackiego.
Dziennik „Politiken” (ukazujący się w Kopenhadze) donosi 26 marca z Londynu: „Rosyjskie kierownictwo armii wyraża się o obrońcy Przemyśla Kusmanku z największym szacunkiem i chwali go jako żołnierza odważnego i wytrwałego”.
„Neues Wiener Journal” ... „Od jednego z lotników pochodzi wiadomość o ostatnich chwilach twierdzy... Wszystkie pozostałe przy życiu konie zabito i mięso rozdzielono, aby załoga miała co jeść, zanim Rosyanie zarządzą regularną dostawę żywności... Generał Kusmanek otrzymał w niedzielę upieczonego gołębia pocztowego, nie przyjął jednak tego pożywienia i kazał je podać choremu żołnierzowi...
---
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości